"Kanał" - читать интересную книгу автора (Connelly Michael)

10

Backus pojechał za nimi przez ślimak zjazdu. Znajdował się w bezpiecznej odległości. Wjechał na górę i włączył kierunkowskaz, sygnalizując, że skręca w przeciwną stronę. Gdyby obserwowały go w lusterku, wyglądałby jak ktoś, kto po prostu zawraca do Las Vegas.

Zanim wjechał z powrotem na autostradę, obserwował, jak samochód FBI zjeżdża z asfaltu i jedzie przez pustynię na miejsce. Jego miejsce. Za autem wznosiła się chmura białego pyłu. Widział stąd białe namioty. Czuł wszechogarniające poczucie spełnienia. To on zbudował to miejsce. Miasto kości. Agenci mieszkali i pracowali w świecie, który stworzył, bezwiednie wykonując jego polecenia.

Żałował, że nie może podjechać bliżej, dokładniej się przyjrzeć, zobaczyć przerażenie na ich twarzach, wiedział jednak, że ryzyko jest za duże.

Poza tym miał inne rzeczy do roboty. Wcisnął pedał gazu do oporu i ruszył w kierunku grzesznego miasta. Musiał zadbać, by wszystko było przygotowane i załatwione.

Jadąc, poczuł drobne ukłucie melancholii. Przypuszczał, że to z powodu rozczarowania, jakie odczuł, zostawiając Rachel na pustyni. Wziął głęboki oddech i próbował wypędzić z siebie to uczucie. Wiedział, że niedługo znów się przy niej znajdzie.

Po chwili uśmiechnął się na wspomnienie swego nazwiska na kartce trzymanej przez kobietę, która wyszła po Rachel na lotnisko.

Taki branżowy żart między agentkami. Backus rozpoznał ją. Agentka Cherie Dei. Rachel była jej mentorką, tak jak on był niegdyś mentorem Rachel. To oznaczało, że niektóre z jego spostrzeżeń i wniosków zostały przekazane przez Rachel temu nowemu pokoleniu. Podobało mu się to. Zastanawiał się, co zrobiłaby Cherie Dei, gdyby zjechawszy ze schodów, podszedł do niej i oznajmił: „Dziękuję, że po mnie wyszłaś”.

Spojrzał przez okno na płaską, jałową pustynną nizinę. Jemu wydawała się piękna, a jeszcze piękniejsza dzięki temu, co tam zakopał wśród skał i piasków.

Pomyślał o tym. Niebawem ucisk w piersi zelżał i znów poczuł się świetnie. Sprawdził w lusterku, czy nikt go nie śledzi, ale nie dostrzegł nic podejrzanego. Potem przyjrzał się sobie i po raz kolejny zachwycił się robotą chirurga. Uśmiechnął się sam do siebie.