"Niezwyciężony" - читать интересную книгу автора (Lem Stanislaw)

„Kondor”

Z daleka rakieta wygl#261;da#322;a jak krzywa wie#380;a. Wra#380;enie to powi#281;ksza#322;o ukszta#322;towanie otaczaj#261;cych j#261; piask#243;w: zachodnie obwa#322;owanie by#322;o znacznie wy#380;sze od wschodniego, ze wzgl#281;du na kierunek sta#322;ych wiatr#243;w. Kilka ci#261;gni­k#243;w w pobli#380;u by#322;o zasypanych prawie zupe#322;nie, nawet i znieruchomia#322;y miotacz energii z uniesion#261; pokryw#261; zanios#322;o wydmami do po#322;owy kad#322;uba. Ale sama ru­fa ukazywa#322;a wyloty dysz, bo znajdowa#322;a si#281; wewn#261;trz nie zawianej wkl#281;s#322;o#347;ci. Dzi#281;ki temu wystarczy#322;o odgarn#261;#263; cienk#261; warstw#281; piasku, aby dotrze#263; do rozsy­panych wok#243;#322; pochylni przedmiot#243;w.

Ludzie „Niezwyci#281;#380;onego” zatrzymali si#281; na brzegu obwa#322;owania. Pojazdy, kt#243;re ich przywioz#322;y, otoczy#322;y ju#380; wielkim kr#281;giem ca#322;y teren i wyrzucone z emi­tor#243;w p#281;ki si#322;owe po#322;#261;czy#322;y si#281; w os#322;aniaj#261;ce pole. Transportery i inforoboty po­zostawili kilkadziesi#261;t metr#243;w od miejsca, w kt#243;rym kolisko piachu opasywa#322;o podstaw#281; „Kondora”, i patrzyli ze szczytu na wydmy w d#243;#322;.

Pochylni#281; statku dzieli#322;a od gruntu pi#281;ciometrowa przestrze#324;, jakby co#347; za­trzyma#322;o j#261; znienacka w ruchu, kiedy by#322;a opuszczana. Rusztowanie osobowego d#378;wigu sta#322;o jednak pewnie, a pusta klatka windy z otwartym wej#347;ciem zdawa#322;a si#281; zaprasza#263; do #347;rodka. Obok niej wystawa#322;o z piasku kilka tlenowych butelek. Aluminiowe ich #347;cianki l#347;ni#322;y, jakby porzucono je zaledwie kilka minut temu. Nieco dalej wystawa#322; z wydmy b#322;#281;kitny fragment jakiego#347; przedmiotu, kt#243;ry oka­za#322; si#281; plastykowym pojemnikiem. Zreszt#261; chaotycznie porozrzucanych przed­miot#243;w by#322;o we wkl#281;s#322;o#347;ci u podn#243;#380;a statku mn#243;stwo: ba#324;ki konserwowe, pe#322;ne i opr#243;#380;nione, teodolity, aparaty fotograficzne, lunety, statywy i manierki — jedne ca#322;e, inne nosz#261;ce #347;lady uszkodze#324;.

Zupe#322;nie jakby je kto#347; wyrzuca#322; ca#322;ymi stosami z rakiety! — pomy#347;la#322; Rohan, zadzieraj#261;c g#322;ow#281; tam, gdzie w postaci ciemnego otworu widnia#322;o wej#347;cie osobowe: jego klapa by#322;a nie domkni#281;ta.

Ma#322;y zwiad lotny de Vriesa natkn#261;#322; si#281; zupe#322;nie przypadkowo na martwy sta­tek. De Vries nie pr#243;bowa#322; dosta#263; si#281; do jego wn#281;trza, lecz od razu zawiadomi#322; baz#281;. Dopiero grupa Rohana mia#322;a zbada#263; tajemnic#281; sobowt#243;ra „Niezwyci#281;#380;one­go”. Technicy biegli ju#380;, prosto od swych maszyn, nios#261;c skrzynki narz#281;dziowe.

Zauwa#380;ywszy co#347; wypuk#322;ego, co pokrywa#322;a cienka warstwa piasku, Rohan odrzuci#322; j#261; czubkiem buta, s#261;dz#261;c, #380;e to jaki#347; ma#322;y globus, i wci#261;#380; jeszcze nie zdaj#261;c sobie sprawy, co to jest, wyd#378;wign#261;#322; ow#261; blado#380;#243;#322;taw#261; kul#281; z ziemi. Pra­wie krzykn#261;#322;: wszyscy zwr#243;cili si#281; ku niemu. Trzyma#322; ludzk#261; czaszk#281;.

Potem znale#378;li inne ko#347;ci i wi#281;cej szcz#261;tk#243;w, a tak#380;e jeden ca#322;y szkielet, odziany w kombinezon. Mi#281;dzy odpad#322;#261; doln#261; szcz#281;k#261; a z#281;bami g#243;rnej spo­czywa#322; jeszcze ustnik tlenowego aparatu, a wska#378;nik ci#347;nienia zatrzyma#322; si#281; na czterdziestu sze#347;ciu atmosferach. Kl#281;cz#261;c, Jarg odkr#281;ci#322; zaw#243;r butli i gaz trysn#261;#322; z przeci#261;g#322;ym sykiem. W doskonale suchym powietrzu pustyni nawet #347;lad rdzy nie tkn#261;#322; #380;adnej ze stalowych cz#281;#347;ci reduktora i gwinty obraca#322;y si#281; zupe#322;nie lek­ko.

Mechanizm d#378;wigu mo#380;na by#322;o uruchomi#263; z klatkowej platformy, ale widocz­nie sie#263; by#322;a bez pr#261;du, bo naciskanie guzik#243;w okaza#322;o si#281; daremne. Wspi#281;cie si#281; po czterdziestometrowej konstrukcji windy przedstawia#322;o niema#322;#261; trudno#347;#263; i Ro­han waha#322; si#281;, czy nie wys#322;a#263; raczej w g#243;r#281; kilku ludzi na lataj#261;cym talerzu, ale tymczasem dw#243;ch technik#243;w, zwi#261;zawszy si#281; lin#261;, polaz#322;o po zewn#281;trznym d#378;wi­garze. Pozostali, milcz#261;c, przygl#261;dali si#281; post#281;pom ich wspinaczki.

„Kondor”, statek dok#322;adnie tej samej klasy co „Niezwyci#281;#380;ony”, o kilka za­ledwie lat wcze#347;niej opu#347;ci#322; stoczni#281; i nie mo#380;na by#322;o odr#243;#380;ni#263; ich sylwetek. Ludzie milczeli. Chocia#380; w#322;a#347;ciwie nie m#243;wiono o tym nigdy, woleliby chyba ujrze#263; roztrzaskane wskutek wypadku — bodaj i eksplozji reaktora — szcz#261;tki. To, #380;e sta#322; tutaj, wkopany w piasek pustyni, martwo przechylony na jedn#261; stron#281;, jakby grunt podda#322; si#281; pod ci#347;nieniem podp#243;r rufowych, tak otoczony chaosem przedmiot#243;w i ko#347;ci ludzkich, a r#243;wnocze#347;nie tak z pozoru nietkni#281;ty, og#322;uszy­#322;o wszystkich. Wspinaj#261;cy si#281; dosi#281;gli osobowej klapy, uchylili j#261; bez wysi#322;ku i znikli patrz#261;cym z oczu. Nie by#322;o ich tak d#322;ugo, #380;e Rohan zacz#261;#322; si#281; ju#380; niepo­koi#263;, lecz niespodziewanie winda drgn#281;#322;a, unios#322;a si#281; o metr, a potem na powr#243;t wyl#261;dowa#322;a na piasku. R#243;wnocze#347;nie w otwartym wej#347;ciu ukaza#322;a si#281; sylwetka jednego z technik#243;w; dawa#322; r#281;k#261; znaki, #380;e mo#380;na jecha#263;.

Rohan, Ballmin, biolog Hagerup i jeden z technik#243;w, Kralik, we czterech po­jechali na g#243;r#281;. Ze starego nawyku Rohan patrza#322; na pot#281;#380;n#261; wypuk#322;o#347;#263; kad#322;uba, sun#261;c#261; za balustrad#261; d#378;wigu, i pierwszy, ale nie ostatni raz tego dnia os#322;upia#322;. Tytanowo-molibdenowe p#322;yty pancerza by#322;y raz ko#322;o razu nawiercone czy te#380; podziobane jakim#347; przera#378;liwie twardym narz#281;dziem; #347;lady te by#322;y niezbyt g#322;#281;bokie, ale tak g#281;ste, #380;e ca#322;#261; pow#322;ok#281; zewn#281;trzn#261; statku pokry#322;a jakby ospa. Rohan szarpn#261;#322; za rami#281; Ballmina, ale #243;w zauwa#380;y#322; ju#380; t#281; rzecz niezwyk#322;#261;. Obaj usi#322;o­wali przyjrze#263; si#281; wykutym w pancerzu nier#243;wno#347;ciom. Wszystkie by#322;y drobne, jakby wy#380;#322;obione ostrym ko#324;cem d#322;uta, ale Rohan wiedzia#322;, #380;e nie ma takiego d#322;uta, kt#243;re naruszy#322;oby cementowan#261; powierzchni#281;. M#243;g#322; to by#263; wynik tylko ja­kiego#347; trawienia chemicznego. Niewiele jednak dowiedzia#322; si#281;, gdy#380; winda uko#324;czy#322;a kr#243;tk#261; podr#243;#380; i trzeba by#322;o wej#347;#263; do komory ci#347;nie#324;.

Wn#281;trze statku by#322;o o#347;wietlone: technicy uruchomili ju#380; awaryjny generator, poruszany spr#281;#380;onym powietrzem. Piasek, nadzwyczaj mia#322;ki i drobny, za#347;ciela#322; grubsz#261; warstw#261; tylko pobli#380;e wysokiego progu. Wiatr wdmucha#322; go tu przez szczelin#281; uchylonej klapy. W korytarzach nie by#322;o go wcale. Wn#281;trza trzeciego poziomu otwiera#322;y si#281; przed id#261;cymi czyste, schludne, jasno o#347;wietlone, tu i #243;wdzie le#380;a#322; jaki#347; porzucony przedmiot — maska tlenowa, plastykowy talerz, ksi#261;#380;ka, cz#281;#347;#263; kombinezonu — ale tak by#322;o w#322;a#347;nie tylko na trzecim poziomie. Ni#380;ej, w kajutach kartograficznych i gwiazdowych, w mesach, w kabinach za#322;ogi, w pomieszczeniach radar#243;w, w g#322;#243;wnym rozrz#261;dzie p#281;dni, w korytarzach pok#322;adowych i #322;#261;cznikowych panowa#322; niewyt#322;umaczalny chaos.

Jeszcze przera#378;liwszy obraz ukaza#322; si#281; im w sterowni. Nie by#322;o tam bodaj jednej ocala#322;ej szybki w ekranach czy zegarach. Przy tym, poniewa#380; szk#322;a wszystkich przyrz#261;d#243;w by#322;y z masy nie daj#261;cej od#322;amk#243;w, jakie#347; zdumiewaj#261;co pot#281;#380;ne ciosy obr#243;ci#322;y je w srebrzysty proszek, kt#243;ry pokrywa#322; pulpity, fotele, nawet przewody i kontakty. W przyleg#322;ej bibliotece jak wysypana z worka kasza le#380;a#322;y mikrofilmy, cz#281;#347;ciowo rozwini#281;te i spl#261;tane wielkimi #347;liskimi k#322;#281;bami, podarte ksi#261;#380;ki, po#322;amane cyrkle, logarytmiczne suwaki, ta#347;my spektralne i analityczne, razem ze stertami wielkich gwiazdowych katalog#243;w Camerona, nad kt#243;rymi kto#347; szczeg#243;lnie si#281; zn#281;ca#322;, z pasj#261;, ale i niepoj#281;t#261; cierpliwo#347;ci#261; wyrywaj#261;c plik po pliku ich grube, sztywne karty plastykowe. W pomieszczeniu klubowym i przylegaj#261;cej do#324; sali projekcyjnej przej#347;cia barykadowa#322;y stosy zmi#281;tej odzie#380;y i kawa#322;y sk#243;ry, pozdzieranej z rozprutego obicia foteli. Wygl#261;da#322;o tam, jednym s#322;owem, tak, jakby, wed#322;ug s#322;#243;w bosmana Ternera, rakiet#281; napad#322;o stado w#347;ciek#322;ych pawian#243;w. Ludzie, trac#261;c wprost mow#281; na widok tego zniszczenia, przechodzili z jednego pok#322;adu na drugi. W ma#322;ej kajucie nawigacyjnej spoczywa#322;y pod #347;cian#261; zwini#281;te w k#322;#281;bek, wysch#322;e zw#322;oki cz#322;owieka, odzianego w p#322;#243;cienne spodnie i poplamion#261; koszul#281;. Okrywa#322; go teraz brezent, narzucony przez kt#243;rego#347; z technik#243;w, kt#243;ry wszed#322; tam jako pierwszy. By#322;a to w#322;a#347;ciwie mumia o zbrunatnia#322;ej sk#243;rze przyschni#281;tej do ko#347;ci.

Rohan opu#347;ci#322; „Kondora” jako jeden z ostatnich. Kr#281;ci#322;o mu si#281; w g#322;owie; doznawa#322; fizycznych md#322;o#347;ci i ponawiaj#261;ce si#281; ich przyst#281;py pow#347;ci#261;ga#322; ca#322;#261; si#322;#261; woli. Mia#322; wra#380;enie, #380;e prze#380;y#322; koszmarny, niewiarygodny sen. Twarze otaczaj#261;cych ludzi upewnia#322;y go jednak o prawdziwo#347;ci wszystkiego, co widzia#322;. Nadano kr#243;tkie radiogramy do „Niezwyci#281;#380;onego”. Cz#281;#347;#263; za#322;ogi zosta#322;a przy opuszczonym „Kondorze”, by zaprowadzi#263; w jego wn#281;trzu jaki taki #322;ad. Przedtem jednak kaza#322; Rohan sfotografowa#263; dok#322;adnie wszystkie pomieszczenia statku i sporz#261;dzi#263; dok#322;adne opisy stanu, w jakim go znaleziono.

Wracali z Ballminem i Gaarbem, jednym z biofizyk#243;w; kierowc#261; transportera by#322; Jarg. Jego szeroka, zwykle u#347;miechni#281;ta twarz jakby zmniejszy#322;a si#281; i pociemnia#322;a. Wielotonowa maszyna, targana zrywami, kt#243;re tak obce by#322;y p#322;ynnej zwykle je#378;dzie opanowanego kierowcy, zawija#322;a pomi#281;dzy wydmami, wyrzucaj#261;c na boki olbrzymie fontanny piasku. Przed nimi sun#261;#322; bezludny energobot, daj#261;c im os#322;on#281; si#322;ow#261;. Milczeli przez ca#322;y czas; ka#380;dy my#347;la#322; swoje. Rohan ba#322; si#281; prawie spotkania z astrogatorem, bo nie wiedzia#322;, co w#322;a#347;ciwie mu powie. Jedno z najokropniejszych przez to, #380;e najbardziej bezsensownych szalonych odkry#263; — zachowa#322; dla siebie. W #322;azience #243;smego poziomu znalaz#322; kawa#322;ki myd#322;a nosz#261;ce wyra#378;ne #347;lady ludzkich z#281;b#243;w. A przecie#380; nie mog#322;o by#263; tam g#322;odu; magazyny wype#322;nia#322;y prawie nienaruszone zapasy #380;ywno#347;ci; nawet mleko w ch#322;odniach doskonale si#281; zachowa#322;o. W po#322;owie drogi otrzymali sygna#322;y radiowe od jakiego#347; ma#322;ego pojazdu samobie#380;nego, kt#243;ry mkn#261;#322; ku nim, zostawiaj#261;c za sob#261; #347;cian#281; kurzu. Zwolnili, wtedy i tamta maszyna si#281; zatrzyma#322;a. Jecha#322;o w niej dwu ludzi, niem#322;ody ju#380; technik Magdow i neurofizjolog Sax. Rohan wy#322;#261;czy#322; pole i mogli si#281; porozumie#263; g#322;osem. Ju#380; po jego odje#378;dzie odkryto w hibernatorze „Kondora” zamro#380;one cia#322;o ludzkie. Cz#322;owiek #243;w m#243;g#322; jeszcze, by#263; mo#380;e, zosta#263; o#380;ywiony; Sax wi#243;z#322; wi#281;c ca#322;#261; potrzebn#261; aparatur#281; z „Niezwyci#281;#380;onego”. Rohan zdecydowa#322; si#281; jecha#263; za Saxem, motywuj#261;c to tym, #380;e pojazd uczonego nie mia#322; os#322;ony si#322;owej. W rzeczywisto#347;ci jednak by#322; rad, #380;e odwlecze si#281; rozmowa z Horpachem. Zakr#281;cili wi#281;c na miejscu i burz#261;c piaski, pognali z powrotem.

Wok#243;#322; „Kondora” panowa#322; o#380;ywiony ruch. Wci#261;#380; wydobywano z wydm najr#243;#380;niejsze przedmioty. Osobno, pod bia#322;ymi p#322;achtami, le#380;a#322;y uk#322;adane rz#281;dem zw#322;oki, by#322;o ich ju#380; ponad dwadzie#347;cia. Pochylnia dzia#322;a#322;a, nawet reaktor postojowy „Kondora” dawa#322; ju#380; pr#261;d. Zauwa#380;ono ich z daleka po wznosz#261;cej si#281; kurzawie i otwarto przej#347;cie przez pole si#322;owe. Na miejscu by#322; ju#380; lekarz, ma#322;y doktor Nygren, ale nie chcia#322; bez asysty nawet zbada#263; dok#322;adnie znalezionego w hibernatorze. Rohan, korzystaj#261;c ze swego przywileju — zast#281;powa#322; tu bowiem samego dow#243;dc#281; — uda#322; si#281; z obu lekarzami na pok#322;ad; porozbijane sprz#281;ty, kt#243;re, za jego poprzedni#261; bytno#347;ci#261;, uniemo#380;liwi#322;y zbli#380;enie si#281; cho#263;by do drzwi hibernatora, tymczasem usuni#281;to. Wska#378;niki sta#322;y na siedemnastu stopniach zimna. Obaj lekarze porozumieli si#281; na ten widok oczami, bez s#322;#243;w, ale Rohan tyle wiedzia#322; o hibernacji, by zrozumie#263;, #380;e temperatura jak na pe#322;n#261; #347;mier#263; odwracaln#261; jest zbyt wysoka, a zn#243;w na sen hipotermiczny — za niska. Nie wygl#261;da#322;o na to, #380;e cz#322;owiek w hibernatorze zosta#322; specjalnie przygotowany do przetrwania w odpowiednio utworzonych warunkach, ale raczej dosta#322; si#281; tam przypadkowo, w spos#243;b r#243;wnie niezrozumia#322;y i bezsensowny, jaki cechowa#322; wszystko inne w „Kondorze”. Istotnie, kiedy odziali si#281; ju#380; w termostatyczne skafandry i odkr#281;ciwszy ko#322;a #347;rubowe, uchylili ci#281;#380;k#261; klap#281;, ujrzeli rozpostarte na pod#322;odze, tylko w bielizn#281; przyodziane cia#322;o le#380;#261;cego na twarzy cz#322;owieka. Rohan pom#243;g#322; lekarzom przenie#347;#263; go na ma#322;y, wy#347;cie#322;any st#243;#322; pod trzema bezcieniowymi lampami. Nie by#322; to w#322;a#347;ciwie st#243;#322; operacyjny, ale le#380;anka do drobnych zabieg#243;w, jakich trzeba czasem dokona#263; w hibernatorze. Rohan obawia#322; si#281; twarzy tego cz#322;owieka, zna#322; bowiem znaczn#261; ilo#347;#263; ludzi „Kondora”. Ale ten by#322; mu obcy. Gdyby nie lodowate zimno i twardo#347;#263; jego cz#322;onk#243;w, mo#380;na by s#261;dzi#263;, #380;e odnaleziony #347;pi. Powieki mia#322; zamkni#281;te, w suchej i hermetycznej kajucie sk#243;ra nie utraci#322;a nawet naturalnej barwy, tyle #380;e by#322;a blada. Ale tkanki pod ni#261; pe#322;ne by#322;y mikroskopijnych kryszta#322;k#243;w lodowych. Obaj lekarze, nic nie m#243;wi#261;c, po raz drugi porozumieli si#281; oczami. Potem zacz#281;li przygotowywa#263; swoje narz#281;dzia. Rohan usiad#322; na jednej z pustych koi. Ich dwa d#322;ugie szeregi sta#322;y porz#261;dnie zas#322;ane; w hibernatorze panowa#322; doskona#322;y, normalny #322;ad. Kilka razy zad#378;wi#281;cza#322;y instrumenty, lekarze poszeptali, nareszcie Sax powiedzia#322;, odchodz#261;c od sto#322;u:

— Nic si#281; nie da zrobi#263;.

— Nie #380;yje — raczej wyci#261;gaj#261;c z jego s#322;#243;w jedyn#261; mo#380;liw#261; konkluzj#281;, ani#380;eli pytaj#261;c jeszcze, rzuci#322; Rohan.

Nygren podszed#322; tymczasem do tablicy klimatyzatora. Po chwili powietrze poruszy#322; ciep#322;y podmuch. Rohan wsta#322;, aby wyj#347;#263;, kiedy zobaczy#322;, #380;e Sax wraca do sto#322;u. Podni#243;s#322; z pod#322;ogi niewielk#261; czarn#261; torb#281;, otworzy#322; j#261;, i ukaza#322; si#281; #243;w aparat, o kt#243;rym Rohan nieraz ju#380; s#322;ysza#322;, ale kt#243;rego nigdy dot#261;d przy nim nie u#380;ywano. Sax, ruchami nadzwyczaj spokojnymi, pedantycznie rozwija#322; k#322;#281;bki przewod#243;w, zako#324;czonych p#322;askimi elektrodami. Przy#322;o#380;ywszy ich sze#347;#263; do czaszki umar#322;ego, umocowa#322; je elastyczn#261; ta#347;m#261;. Przykucn#261;wszy, wyj#261;#322; z torby trzy pary s#322;uchawek. Na#322;o#380;y#322; sobie s#322;uchawki na uszy i, wci#261;#380; pochylony, porusza#322; ga#322;kami aparatu, znajduj#261;cego si#281; wewn#261;trz pokrowca. Jego twarz o zamkni#281;tych oczach przybra#322;a wyraz doskona#322;ego skupienia. Nagle #347;ci#261;gn#261;#322; brwi, nachyli#322; si#281; jeszcze ni#380;ej, przytrzyma#322; r#281;k#261; ga#322;k#281;, po czym gwa#322;townie zdj#261;#322; s#322;uchawki.

— Kolego Nygren — powiedzia#322; jakim#347; dziwnym g#322;osem.

Ma#322;y doktor wzi#261;#322; od niego s#322;uchawki.

— Co?… — prawie bez tchu, dr#380;#261;cymi wargami wyszepta#322; Rohan. Aparat nazywa#322; si#281; „opukiwaczem grob#243;w”, przynajmniej w pok#322;adowym #380;argonie. U zmar#322;ego, kt#243;rego #347;mier#263; zabra#322;a niedawno, albo gdy nie dosz#322;o do rozk#322;adu cia#322;a, jak w tym wypadku na skutek niskiej temperatury cia#322;a, mo#380;na by#322;o „pods#322;ucha#263; m#243;zg”, a w#322;a#347;ciwie to, co stanowi#322;o ostatni#261; tre#347;#263; #347;wiadomo#347;ci.

Aparat wprowadza#322; impulsy elektryczne w g#322;#261;b czaszki; p#322;yn#281;#322;y one drog#261; najmniejszego oporu — to jest po tych w#322;#243;knach nerwowych, kt#243;re tworzy#322;y ca#322;o#347;#263; funkcjonaln#261; w okresie przedagonalnym. Wyniki nie by#322;y nigdy pewne, ale chodzi#322;y s#322;uchy, #380;e kilka razy uda#322;o si#281; w ten spos#243;b zdoby#263; informacje niezwyk#322;ej wagi. W okoliczno#347;ciach takich jak ta w#322;a#347;nie, gdy tak wiele zale#380;a#322;o od uchylenia r#261;bka tajemnicy okrywaj#261;cej tragedi#281; „Kondora”, zastosowanie „opukiwacza grob#243;w” by#322;o konieczno#347;ci#261;. Rohan domy#347;la#322; si#281; ju#380;, #380;e neurolog nie liczy#322; wcale na o#380;ywienie zamarz#322;ego cz#322;owieka i w#322;a#347;ciwie przyjecha#322; tylko po to, aby us#322;ysze#263;, co przeka#380;e mu jego m#243;zg. Sta#322; nieruchomo, czuj#261;c dziwn#261; sucho#347;#263; ust i ci#281;#380;kie bicie serca, gdy Sax poda#322; mu drug#261; par#281; s#322;uchawek. Gdyby nie prostota i naturalno#347;#263; owego gestu, nie odwa#380;y#322;by si#281; ich na#322;o#380;y#263;. Ale uczyni#322; to pod spokojnym, ciemnym wzrokiem Saxa, kt#243;ry kl#281;cza#322; na jednym kolanie przy aparacie, poruszaj#261;c drobnymi ruchami ga#322;k#261; wzmacniacza.

Pocz#261;tkowo nie s#322;ysza#322; nic, pr#243;cz szumu pr#261;d#243;w, i odczu#322; to w#322;a#347;ciwie jako ulg#281;, poniewa#380; nie chcia#322; nic us#322;ysze#263;. Wola#322;by, nie zdaj#261;c sobie z tego nawet sprawy, by m#243;zg tego nie znanego mu cz#322;owieka by#322; niemy jak kamie#324;. Sax, unosz#261;c si#281; z pod#322;ogi, poprawi#322; mu s#322;uchawki na g#322;owie. Wtedy Rohan zobaczy#322; co#347; poprzez #347;wiat#322;o oblewaj#261;ce bia#322;#261; #347;cian#281; kajuty, obraz szary, jak usypany z popio#322;u, zamglony i zawieszony w nieokre#347;lonej odleg#322;o#347;ci. Zamkn#261;#322; mimo woli powieki, i to, co spostrzeg#322; przed chwil#261;, sta#322;o si#281; prawie wyra#378;ne. By#322;o to jakby przej#347;cie jakie#347; wewn#261;trz statku, z id#261;cymi stropem rurami; ca#322;#261; jego szeroko#347;#263; tarasowa#322;y ludzkie cia#322;a. Pozornie porusza#322;y si#281;, ale to drga#322; i falowa#322; ca#322;y obraz. Ludzie byli p#243;#322;nadzy, resztki ubra#324; wisia#322;y w strz#281;pach, a ich nadnaturalnej bia#322;o#347;ci sk#243;ra pokryta by#322;a ni to ciemnymi c#281;tkami, ni to jak#261;#347; wysypk#261;. By#263; mo#380;e i to zjawisko by#322;o tylko przypadkowym efektem ubocznym, bo od takich samych czarnych przecink#243;w a#380; si#281; roi#322;o na pod#322;odze i na #347;cianach. Ca#322;y #243;w obraz, jak niewyra#378;na fotografia, zrobiona przez grub#261; warstw#281; p#322;yn#261;cej wody, chwia#322; si#281;, rozci#261;ga#322;, kurczy#322; i falowa#322;. Przej#281;ty zgroz#261;, Rohan otworzy#322; gwa#322;townie oczy; obraz poszarza#322; i prawie znik#322;, cieniem tylko jeszcze przes#322;aniaj#261;c mocne #347;wiat#322;a otaczaj#261;cej rzeczywisto#347;ci. Ale Sax znowu dotkn#261;#322; ga#322;ki aparatu i Rohan us#322;ysza#322; — jakby wewn#261;trz g#322;owy — s#322;abe poszeptywanie: … ala… ama… lala… ala ma… mama…

I nic wi#281;cej. Pr#261;d wzmocnienia miaukn#261;#322; nagle, zabucza#322; i wype#322;ni#322; s#322;uchawki powtarzaj#261;cym si#281; jak szalona czkawka pianiem, jakby dzikim #347;miechem, szydz#261;cym i okropnym. Ale to by#322; ju#380; tylko pr#261;d, po prostu heterodyna zacz#281;#322;a generowa#263; zbyt mocne drgania…

Sax zwija#322; przewody, sk#322;ada#322; je, upycha#322; w torbie, Nygren za#347; podni#243;s#322; skraj prze#347;cierad#322;a i zarzuci#322; na cia#322;o i twarz zmar#322;ego, kt#243;rego zamkni#281;te dot#261;d usta, mo#380;e pod wp#322;ywem ciep#322;a (by#322;o ju#380; prawie gor#261;co w hibernatorze — przynajmniej Rohanowi pot sp#322;ywa#322; po grzbiecie), lekko si#281; rozemkn#281;#322;y, przybieraj#261;c wyraz nadzwyczajnego zdumienia. I takie znik#322;y pod bia#322;ym ca#322;unem.

— M#243;wcie co#347;… Dlaczego nic nie m#243;wicie?! — wykrzykn#261;#322; Rohan.

Sax zaci#261;gn#261;#322; paski futera#322;u, wsta#322; i podszed#322; do niego na krok.

— Prosz#281; si#281; opanowa#263;, nawigatorze…

Rohan zmru#380;y#322; oczy, zacisn#261;#322; pi#281;#347;ci, jego wysi#322;ek by#322; tyle#380; ogromny, co daremny. Jak zwykle w takich chwilach budzi#322;a si#281; w nim pasja. T#281; najtrudniej przychodzi#322;o pow#347;ci#261;ga#263;.

— Przepraszam… — wybe#322;kota#322;. — Wi#281;c co to w#322;a#347;ciwie znaczy?

Sax rozpina#322; obszerny skafander, kt#243;ry osun#261;#322; si#281; na pod#322;og#281;, i pozorna wielko#347;#263; opu#347;ci#322;a go. By#322; znowu chudym, przygarbionym cz#322;owiekiem o w#261;skiej piersi, z cienkimi, nerwowymi r#281;kami.

— Wiem nie wi#281;cej od pana — powiedzia#322;. — A mo#380;e i mniej.

Rohan nic nie rozumia#322;, ale uczepi#322; si#281; jego ostatnich s#322;#243;w.

— Jak to… ? Dlaczego mniej?

— Bo mnie tu nie by#322;o — nie widzia#322;em nic, opr#243;cz tego trupa. Pan tu by#322; od rana. Czy ten obraz nic panu nie m#243;wi?

— Nie. Oni — oni si#281; ruszali. Czyli #380;yli jeszcze wtedy? Co mieli na sobie? Te plamki…

— Nie ruszali si#281;. To z#322;udzenie. Engramy utrwalaj#261; si#281; jak fotografia. Czasem jest zbitka z#322;o#380;ona z kilku obraz#243;w; w tym wypadku jej nie by#322;o.

— A te plamki? To tak#380;e z#322;udzenie?

— Nie wiem. Wszystko jest mo#380;liwe. Ale wydaje mi si#281;, #380;e nie. Co pan s#261;dzi o tym, Nygren?

Ma#322;y lekarz wyswobodzi#322; si#281; ju#380; ze skafandra.

— Nie wiem — powiedzia#322;. — Mo#380;e to i nie by#322; artefakt. Na stropie ich nie by#322;o, prawda?

— Tych plamek? Nie. Tylko na nich… i na pod#322;odze. I kilka na #347;cianach…

— Gdyby to by#322;a druga projekcja, pokrywa#322;yby raczej ca#322;y obraz — powiedzia#322; Nygren. — Ale to nie jest pewne. Zbyt wiele przypadkowo#347;ci w takich utrwaleniach…

— A g#322;os? Ten — ten be#322;kot? — dopytywa#322; si#281; rozpaczliwie Rohan.

— Jedno s#322;owo by#322;o wyra#378;ne: „mama”. S#322;ysza#322; je pan?

— Tak. Ale tam by#322;o jeszcze co#347;. „Ala”… „lala”… — to si#281; powtarza#322;o…

— Powtarza#322;o si#281;, bo przeszuka#322;em ca#322;#261; kor#281; ciemieniow#261; — mrukn#261;#322; Sax. — To znaczy ca#322;#261; okolic#281; pami#281;ci s#322;uchowej — wyja#347;ni#322; Rohanowi. — To by#322;o najniezwyklejsze…

— Te s#322;owa?

— Nie. Nie te s#322;owa. Konaj#261;cy mo#380;e my#347;le#263; o czymkolwiek; gdyby my#347;la#322; o matce, by#322;oby to nawet zupe#322;nie normalne. Ale jego kora s#322;uchowa jest pusta. Zupe#322;nie pusta, rozumie pan?

— Nie. Nic nie rozumiem. Jak to pusta?

— Zazwyczaj skanowanie p#322;at#243;w ciemieniowych nie daje wynik#243;w — wyja#347;ni#322; Nygren. — Jest tam zbyt wiele engram#243;w, zbyt wiele utrwalonych s#322;#243;w. To jest tak, jakby pan pr#243;bowa#322; czyta#263; sto ksi#261;#380;ek naraz. Wynika z tego chaos. A on — patrza#322; na pod#322;u#380;ny kszta#322;t pod bia#322;ym p#322;#243;tnem — nie mia#322; tam nic. #379;adnych s#322;#243;w opr#243;cz tych kilku sylab.

— Tak. Przechodzi#322;em od sensorycznego o#347;rodka mowy a#380; po sulcus Rolandi — powiedzia#322; Sax. — Dlatego te sylaby powtarza#322;y si#281;, to by#322;y ostatnie struktury fonetyczne, kt#243;re ocala#322;y.

— A reszta? A inne?

— Nie ma ich. — Sax, jakby trac#261;c cierpliwo#347;#263;, podni#243;s#322; ci#281;#380;ki aparat, a#380; zaskrzypia#322;a sk#243;ra r#281;koje#347;ci. — Po prostu nie ma ich i koniec. Prosz#281; mnie nie pyta#263;, co si#281; z nimi sta#322;o. Ten cz#322;owiek straci#322; ca#322;#261; s#322;uchow#261; pami#281;#263;.

— A ten obraz?

— To co#347; innego. Widzia#322; go. M#243;g#322; nawet nie rozumie#263;, co widzi, ale fotoaparat tak#380;e nic nie rozumie, a jednak utrwala to, na co go skierowa#263;. Zreszt#261; nie wiem, czy rozumia#322;, czy nie.

— Pomo#380;e mi pan, kolego?

Obaj lekarze, nios#261;c aparaty, wyszli. Drzwi zamkn#281;#322;y si#281;. Rohan zosta#322; sam. Ogarn#281;#322;a go wtedy taka rozpacz, #380;e podszed#322; do sto#322;u, uni#243;s#322; p#322;#243;tno, odrzuci#322; je i rozpi#261;wszy koszul#281; zmar#322;ego, kt#243;ra odtaja#322;a i by#322;a ju#380; ca#322;kiem mi#281;kka, uwa#380;nie zbada#322; jego pier#347;. Drgn#261;#322; od jej dotyku, bo nawet sk#243;ra sta#322;a si#281; elastyczna; w miar#281; jak tkanki taja#322;y, przychodzi#322;o do wiotczenia mi#281;#347;ni, g#322;owa dot#261;d nienaturalnie uniesiona, opad#322;a biernie, jakby ten cz#322;owiek naprawd#281; spa#322;.

Rohan szuka#322; na jego ciele jaki#347; #347;lad#243;w zagadkowej epidemii, zatrucia, uk#261;sze#324;, ale nie znalaz#322; nic. Dwa palce lewej r#281;ki odemkn#281;#322;y si#281;, ukazuj#261;c drobn#261; rank#281;. Jej brzegi by#322;y lekko rozwarte; ranka zacz#281;#322;a krwawi#263;. Czerwone krople spada#322;y na bia#322;#261; pow#322;ok#281; pianow#261; sto#322;u. Tego by#322;o ju#380; za wiele dla Rohana. Nie zas#322;oniwszy nawet ca#322;unem umar#322;ego, wybieg#322; z kajuty i zmierza#322;, roztr#261;caj#261;c skupionych przed ni#261; ludzi, do g#322;#243;wnego wyj#347;cia, jakby go co#347; goni#322;o.

Jarg zatrzyma#322; go u komory ci#347;nie#324;, pom#243;g#322; za#322;o#380;y#263; aparat tlenowy, nawet ustnik wetkn#261;#322; mu mi#281;dzy wargi.

— Nic nie wiadomo, nawigatorze?

— Nie, Jarg. Nic. Nic!

Nie wiedzia#322;, z kim jedzie na d#243;#322; wind#261;. Silniki maszyn wy#322;y na obrotach. Wiatr wzm#243;g#322; si#281; i fale piasku przelatywa#322;y, siek#261;c powierzchni#281; kad#322;uba, chropaw#261; i nier#243;wn#261;. Rohan zapomnia#322; zupe#322;nie o tym zjawisku. Podszed#322; do rufy i wspi#261;wszy si#281; na palce, dotkn#261;#322; ko#324;cami palc#243;w grubego metalu. Pancerz by#322; jak ska#322;a, w#322;a#347;nie jak bardzo stara, wypr#243;chnia#322;a powierzchnia ska#322;y, naje#380;ona twardymi gruze#322;kami nier#243;wno#347;ci. Widzia#322; mi#281;dzy transporterami wysok#261; sylwetk#281; in#380;yniera Ganonga, ale nawet nie pr#243;bowa#322; pyta#263; go, co s#261;dzi o tym fenomenie. In#380;ynier wiedzia#322; tyle co on. To znaczy nic. Nic.

Wraca#322; z kilkunastoma lud#378;mi, siedz#261;c w k#261;cie kabiny najwi#281;kszego transportera. Jak z wielkiego oddalenia s#322;ysza#322; ich g#322;osy. Bosman Terner m#243;wi#322; co#347; o zatruciu, ale zakrzyczano go.

— Zatrucie? Czym? Wszystkie filtry s#261; w doskona#322;ym stanie! Zbiorniki pe#322;ne tlenu. Zapasy wody nienaruszone… #380;ywno#347;ci w br#243;d…

— Widzieli#347;cie, jak wygl#261;da#322; ten, kt#243;rego#347;my znale#378;li w ma#322;ej nawigacyjnej? — spyta#322; Blank. — Zna#322;em go… Nie by#322;bym go pozna#322;, ale mia#322; taki sygnet…

Nikt mu nie odpowiedzia#322;. Powr#243;ciwszy do bazy, Rohan uda#322; si#281; prosto do Horpacha. Ten orientowa#322; si#281; ju#380; w sytuacji, dzi#281;ki transmisji telewizyjnej i raportom grupy, kt#243;ra wr#243;ci#322;a wcze#347;niej, przywo#380;#261;c tak#380;e kilkaset wykonanych zdj#281;#263;. Rohan poczu#322; mimo woli ulg#281;, #380;e nie musi relacjonowa#263; dow#243;dcy tego, co widzia#322;.

Astrogator przyjrza#322; mu si#281; uwa#380;nie, wstaj#261;c od sto#322;u, na kt#243;rym map#281; okolicy zalega#322;y odbitki fotograficzne. Byli we dw#243;ch, w du#380;ej kajucie nawigacyjnej.

— Niech si#281; pan we#378;mie w gar#347;#263;, Rohan — powiedzia#322;. — Rozumiem, co pan czuje, ale potrzebny jest nam przede wszystkim rozs#261;dek. I opanowanie. Musimy doj#347;#263; sedna tej ob#322;#261;kanej historii.

— Mieli wszystkie #347;rodki zabezpieczenia: energoboty, lasery, miotacze. G#322;#243;wny antymat stoi tu#380; przy statku. Mieli to samo, co my — bezbarwnym g#322;osem powiedzia#322; Rohan. Usiad#322; nagle. — Przepraszam… — powiedzia#322;.

Astrogator wyj#261;#322; z szafki #347;ciennej butelk#281; koniaku.

— Stary #347;rodek, czasem si#281; przydaje. Niech pan to wypije, Rohan. U#380;ywano tego dawniej, na polach bitew…

Rohan prze#322;kn#261;#322; w milczeniu pal#261;cy p#322;yn.

— Sprawdza#322;em liczniki zbiorcze wszystkich agregat#243;w mocy — powiedzia#322; takim tonem, jakby si#281; skar#380;y#322;. — Nie zaatakowa#322;o ich nic. Nawet nie dali jednego strza#322;u. Po prostu — po prostu…

— Zwariowali? — podda#322; spokojnie astrogator.

— Chcia#322;bym chocia#380; tego by#263; pewnym. Ale jak to mo#380;liwe?

— Widzia#322; pan ksi#281;g#281; pok#322;adow#261;?

— Nie. Gaarb zabra#322; j#261;. Pan j#261; ma?

— Tak. Po dacie l#261;dowania s#261; tylko cztery zapisy. Dotycz#261; tych ruin, kt#243;re pan bada#322; — i… „muszek”.

— Nie rozumiem. Jakich muszek?

— Tego nie wiem. Dos#322;ownie brzmi to tak…

Podni#243;s#322; ze sto#322;u otwart#261; ksi#281;g#281;.

— „#379;adnych oznak #380;ycia na l#261;dzie. Sk#322;ad atmosfery”… to s#261; dane analiz… o, tutaj… „O 18.40 drugi powracaj#261;cy z ruin patrol g#261;sienicowy dosta#322; si#281; w lokaln#261; burz#281; piaskow#261;, o znacznej aktywno#347;ci wy#322;adowa#324; atmosferycznych. Kontakt radiowy nawi#261;zany, mimo zak#322;#243;ce#324;. Patrol donosi o odkryciu znacznej ilo#347;ci muszek, zalegaj#261;cych…”

Astrogator urwa#322; i od#322;o#380;y#322; ksi#261;#380;k#281;.

— A dalej? Czemu pan nie ko#324;czy?

— To jest w#322;a#347;nie koniec. Na tym urywa si#281; ostatni zapis.

— I wi#281;cej nie ma nic?

— Reszt#281; mo#380;e pan zobaczy#263;.

Podsun#261;#322; mu otwart#261; stron#281;. Pokryta by#322;a nieczytelnymi gryzmo#322;ami. Rohan rozszerzonymi oczyma wpatrywa#322; si#281; w chaos przecinaj#261;cych si#281; linii.

— Tu jest jakby litera „b”… — powiedzia#322; cicho.

— Tak. A tu „G”. Du#380;e „G”. Zupe#322;nie jakby pisa#322;o ma#322;e dziecko… Nie uwa#380;a pan?

Rohan milcza#322; z pust#261; szklank#261; w r#281;ku. Zapomnia#322; j#261; odstawi#263;. Pomy#347;la#322; o niedawnych swoich ambicjach: marzy#322; o tym, by samemu poprowadzi#263; „Niezwyci#281;#380;onego”. Teraz wdzi#281;czny by#322; losowi, #380;e nie on musi rozstrzyga#263; o dalszych losach wyprawy.

— Prosz#281; wezwa#263; kierownik#243;w grup specjalistycznych. Rohan! Zbud#378; si#281; pan!

— Przepraszam. Narada, panie astrogatorze?

— Tak. Niech wszyscy przyjd#261; do biblioteki.

Po kwadransie wszyscy siedzieli ju#380; w wielkiej, kwadratowej sali, o #347;cianach powleczonych barwn#261; emali#261;; kry#322;y w sobie ksi#261;#380;ki i mikrofilmy. Najwstr#281;tniejsze chyba by#322;o niesamowite podobie#324;stwo pomieszcze#324; „Kondora” i „Niezwyci#281;#380;onego”. Zrozumia#322;e, by#322;y to statki bli#378;niacze — ale Rohan, patrz#261;c w byle k#261;t, nie m#243;g#322; odeprze#263; obraz#243;w szale#324;stwa, kt#243;re w#380;ar#322;y mu si#281; w pami#281;#263;.

Ka#380;dy cz#322;owiek mia#322; tu ustalone swoje miejsce. Biolog, lekarz, planetolog, in#380;ynierowie elektronicy i #322;#261;czno#347;ciowcy, cybernetycy i fizycy siedzieli w ustawionych p#243;#322;kr#281;giem fotelach. Tych dziewi#281;tnastu ludzi stanowi#322;o m#243;zg strategiczny statku. Astrogator sta#322; samotny, pod opuszczonym do po#322;owy bia#322;ym ekranem.

— Czy wszyscy obecni zaznajomili si#281; z sytuacj#261; wykryt#261; na pok#322;adzie „Kondora”?

Odpowiedzi#261; by#322; wielog#322;osy pomruk przytakni#281;#263;.

— Do tej chwili — powiedzia#322; Horpach — ekipy pracuj#261;ce w perymetrze „Kondora” odnalaz#322;y dwadzie#347;cia dziewi#281;#263; cia#322;. Na samym statku znaleziono ich trzydzie#347;ci cztery, w tym jedno zachowane doskonale dzi#281;ki zamro#380;eniu w hibernatorze. Doktor Nygren, kt#243;ry w#322;a#347;nie wr#243;ci#322; stamt#261;d, zda nam relacj#281; og#243;ln#261;…

— Nie mam wiele do powiedzenia — rzek#322;, wstaj#261;c, ma#322;y doktor. Powoli podszed#322; do astrogatora. By#322; od niego ni#380;szy o g#322;ow#281;. — Znale#378;li#347;my tylko dziewi#281;#263; cia#322; zmumifikowanych. Poza tym, o kt#243;rym wspomnia#322; dow#243;dca, a kt#243;re b#281;dzie badane osobno. S#261; to w#322;a#347;ciwie szkielety lub cz#281;#347;ci szkielet#243;w, wydobyte z piasku. Mumifikacja zachodzi#322;a wewn#261;trz statku, gdzie by#322;y sprzyjaj#261;ce ku temu warunki: bardzo ma#322;a wilgotno#347;#263; powietrza, praktyczny brak bakterii gnilnych i niezbyt wysoka temperatura. Cia#322;a, kt#243;re znajdowa#322;y si#281; na wolnej przestrzeni, ulega#322;y rozk#322;adowi, wzmagaj#261;cemu si#281; w okresach deszcz#243;w, bo piasek zawiera tu znaczny procent tlenk#243;w i siarczk#243;w #380;elaza, reaguj#261;cych ze s#322;abymi kwasami. Zreszt#261; my#347;l#281;, #380;e te szczeg#243;#322;y nie s#261; istotne. Gdyby dok#322;adne przedstawienie zachodz#261;cych reakcji by#322;o wskazane, spraw#281; t#281; mo#380;na przekaza#263; kolegom chemikom. W ka#380;dym razie w warunkach przestrzeni zewn#281;trznej mumifikacja tym bardziej nie mog#322;a zachodzi#263;, #380;e do#322;#261;cza#322;o si#281; tu dzia#322;anie wody i rozpuszczonych w niej substancji, a tak#380;e dzia#322;anie piasku, trwaj#261;ce przez szereg lat. Tym ostatnim t#322;umaczy si#281; te#380; wypolerowanie powierzchni kostnych.

— Przepraszam — przerwa#322; mu astrogator. — Najwa#380;niejsza jest w tej chwili przyczyna zgonu tych ludzi, doktorze…

— #379;adnych oznak gwa#322;townej #347;mierci, przynajmniej na cia#322;ach najlepiej zachowanych — wyja#347;ni#322; natychmiast lekarz. Nie patrza#322; na nikogo, wygl#261;da#322;o, jakby obserwowa#322; co#347; niewidzialnego w uniesionej ku twarzy r#281;ce. — Obraz jest taki, jakby zmarli w spos#243;b naturalny.

— To znaczy?

— Bez zewn#281;trznych, gwa#322;townych dzia#322;a#324;. Niekt#243;re ko#347;ci, d#322;ugie, znalezione oddzielnie, s#261; po#322;amane, ale uszkodzenia takie mog#322;y nast#261;pi#263; p#243;#378;niej. Ustalenie tego wymaga d#322;u#380;szych bada#324;. Ci, kt#243;rzy mieli na sobie ubrania, maj#261; zar#243;wno pow#322;oki sk#243;rne, jak i szkielety nie uszkodzone. #379;adnych ran, je#347;li nie liczy#263; drobnych zadra#347;ni#281;#263;, kt#243;re na pewno nie mog#322;y by#263; przyczyn#261; #347;mierci.

— Wi#281;c w jaki spos#243;b zgin#281;li?

— Tego nie wiem. Mo#380;na s#261;dzi#263;, #380;e z g#322;odu lub z pragnienia…

— Zapasy wody i #380;ywno#347;ci s#261; tam nie zu#380;yte — zauwa#380;y#322; ze swojego miejsca Gaarb.

— Wiem o tym.

Przez chwil#281; panowa#322;o milczenie.

— Mumifikacja jest przede wszystkim pozbawieniem organizmu wody — wyja#347;ni#322; Nygren. Wci#261;#380; nie patrza#322; na nikogo z obecnych. — Tkanki t#322;uszczowe ulegaj#261; przemianom, ale mo#380;na je wykry#263;. Ot#243;#380;… ci ludzie praktycznie byli ich pozbawieni. W#322;a#347;nie jak po d#322;ugotrwa#322;ym g#322;odowaniu.

— Ale ten zachowany w hibernatorze nie — rzuci#322; stoj#261;cy za ostatnim rz#281;dem foteli Rohan.

— To prawda. Ale on zmar#322; prawdopodobnie wskutek zamro#380;enia. Musia#322; dosta#263; si#281; w niewiadomy spos#243;b do hibernatora; by#263; mo#380;e usn#261;#322; po prostu, podczas gdy temperatura spada#322;a.

— Czy dopuszcza pan mo#380;liwo#347;#263; zbiorowego zatrucia? — spyta#322; Horpach.

— Nie.

— Ale#380;, doktorze… nie mo#380;e pan tak kategorycznie…

— Mog#281; to powiedzie#263; — odpar#322; lekarz. — Zatrucie w warunkach planetarnych mo#380;e nast#261;pi#263; albo przez p#322;uca, wdychanymi gazami, albo przez przew#243;d pokarmowy, albo przez sk#243;r#281;. Jedne z najlepiej zachowanych zw#322;ok mia#322;y na#322;o#380;ony aparat tlenowy. W butli by#322; tlen. Starczy#322;oby go jeszcze na kilkana#347;cie godzin…

To prawda — pomy#347;la#322; Rohan.

Przypomnia#322; sobie tego cz#322;owieka, obci#261;gni#281;t#261; sk#243;r#281; czaszki z resztkami zbrunatnia#322;ych plam na ko#347;ciach policzkowych, oczodo#322;y, z kt#243;rych wysypywa#322; si#281; piasek.

— Ludzie ci nie mogli zje#347;#263; nic zatrutego, bo tu w og#243;le nie ma nic do jedzenia. To znaczy na l#261;dzie. A #380;adnych po#322;ow#243;w w oceanie nie podejmowali. Katastrofa nast#261;pi#322;a zaraz po wyl#261;dowaniu. Wys#322;ali zaledwie jeden patrol w g#322;#261;b ruin. To by#322;o wszystko. Zreszt#261; widz#281; w#322;a#347;nie McMinna. Kolego Minn, sko#324;czy#322; pan?

— Tak — powiedzia#322; od drzwi biochemik.

Wszystkie g#322;owy zwr#243;ci#322;y si#281; ku niemu. Przeszed#322; #347;rodkiem mi#281;dzy siedz#261;cymi i stan#261;#322; obok Nygrena. Mia#322; jeszcze na sobie d#322;ugi fartuch laboratoryjny.

— Przeprowadzi#322; pan analizy?

— Tak.

— Doktor McMinn bada#322; cia#322;o cz#322;owieka, kt#243;ry zosta#322; znaleziony w hibernatorze — wyja#347;ni#322; Nygren. — Mo#380;e pan od razu powie, co pan znalaz#322;?

— Nic — powiedzia#322; McMinn. Mia#322; on w#322;osy tak jasne, #380;e nie wiadomo by#322;o, czy nie s#261; po prostu siwe, i oczy tego samego koloru. Nawet jego powieki pokryte by#322;y du#380;ymi piegami. Ale teraz ta d#322;uga, ko#324;ska twarz nikogo nie #347;mieszy#322;a. — #379;adnych trucizn organicznych ani nieorganicznych. Wszystkie enzymatyczne zespo#322;y tkanek w stanie prawid#322;owym. Krew w normie. W #380;o#322;#261;dku resztki strawionych suchar#243;w i koncentratu.

— Wi#281;c jak on zgin#261;#322;? — spyta#322; Horpach. By#322; wci#261;#380; tak samo spokojny.

— Po prostu zamarz#322; — odpowiedzia#322; McMinn, i teraz dopiero zauwa#380;y#322;, #380;e ma na sobie fartuch. Odpi#261;#322; sprz#261;czki i rzuci#322; go na stoj#261;cy obok pusty fotel. #346;liska tkanina osun#281;#322;a si#281; i spad#322;a na pod#322;og#281;.

— Wi#281;c jakie jest zdanie pan#243;w? — podj#261;#322; nieust#281;pliwie astrogator.

— Nie mam #380;adnego — powiedzia#322; McMinn. — Mog#281; tylko powiedzie#263;, #380;e ci ludzie nie ulegli zatruciu.

— Jaka#347; rozpadaj#261;ca si#281; szybko substancja radioaktywna? Albo twarde promieniowanie?

— Twarde promieniowanie w dawkach zab#243;jczych pozostawia #347;lady: wynaczynienia, petechie, zmiany w obrazie krwi. Nie ma takich zmian. Nie ma te#380; radioaktywnej substancji, kt#243;ra, za#380;yta w dawce #347;miertelnej przed o#347;miu laty, znik#322;aby bez #347;ladu. Tutejszy poziom radioaktywno#347;ci jest ni#380;szy od ziemskiego. Ci ludzie nie zetkn#281;li si#281; z #380;adn#261; form#261; aktywno#347;ci promienistej. Za to mog#281; r#281;czy#263;.

— Ale co#347; ich przecie#380; zabi#322;o! — podniesionym g#322;osem powiedzia#322; planetolog Ballmin.

McMinn milcza#322;. Nygren powiedzia#322; co#347; do niego po cichu. Biochemik skin#261;#322; g#322;ow#261; i wyszed#322;, mijaj#261;c rz#281;dy siedz#261;cych. Wtedy i Nygren zeszed#322; z podium i usiad#322; na swoim miejscu.

— Sprawa nie wygl#261;da dobrze — powiedzia#322; astrogator. — W ka#380;dym razie od biolog#243;w nie mo#380;emy spodziewa#263; si#281; pomocy. Czy kt#243;ry#347; z pan#243;w ma co#347; do powiedzenia?

— Tak.

Wsta#322; Sarner, fizyk atomista.

— Wyt#322;umaczenie ko#324;ca „Kondora” tkwi w nim samym — powiedzia#322;. Popatrzy#322; na wszystkich po kolei swymi oczami dalekowzrocznego ptaka. Przy czarnych w#322;osach t#281;cz#243;wki mia#322; prawie bia#322;e. — To znaczy ono tam jest, tylko nie umiemy go na razie odczyta#263;. Chaos, panuj#261;cy w kajutach — nienaruszone zapasy, uk#322;ad i rozmieszczenie zw#322;ok, uszkodzenia instalacji — wszystko to co#347; oznacza.

— Je#347;li nie ma pan nic wi#281;cej do powiedzenia… — rzuci#322; zniech#281;cony Gaarb.

— Powoli. Znajdujemy si#281; w ciemno#347;ci. Musimy szuka#263; jakiej#347; drogi. Na razie wiemy bardzo niewiele. Mam wra#380;enie, #380;e pewnych rzeczy, kt#243;re widzieli#347;my na pok#322;adzie „Kondora”, nie mamy odwagi przypomina#263;. Dlatego z tak#261; uporczywo#347;ci#261; wracali#347;my do hipotezy zatrucia i wywo#322;anego nim zbiorowego ob#322;#281;du. W interesie nas samych — i przez wzgl#261;d na tamtych — musimy jednak by#263; wobec fakt#243;w bezwzgl#281;dni. Prosz#281;, a raczej zg#322;aszam kategoryczny wniosek, #380;eby ka#380;dy z was powiedzia#322; tu, zaraz, co by#322;o najbardziej szokuj#261;ce na „Kondorze”. Czego, by#263; mo#380;e, nie powiedzia#322; nikomu. O czym pomy#347;la#322;, #380;e trzeba to zapomnie#263;.

Sarner usiad#322;. Rohan, po kr#243;tkiej walce wewn#281;trznej, powiedzia#322; o tych kawa#322;kach myd#322;a, kt#243;re zauwa#380;y#322; w #322;azience.

Potem wsta#322; Gralew. Pod warstw#261; podartych map i ksi#261;#380;ek pe#322;no by#322;o na pok#322;adzie zesch#322;ych odchod#243;w.

Kto#347; inny powiedzia#322; o puszce konserw, kt#243;ra nosi#322;a #347;lady z#281;b#243;w. Jakby usi#322;owano rozgry#378;#263; blach#281;. Gaarba najbardziej przerazi#322;y bazgroty w ksi#261;#380;ce pok#322;adowej i wzmianka o „muszkach”. Nie poprzesta#322; na tym.

— Powiedzmy, #380;e z tego tektonicznego rowu w „mie#347;cie” wydosta#322;a si#281; fala gaz#243;w truj#261;cych i wiatr przyni#243;s#322; j#261; do rakiety. Je#347;li, wskutek nieostro#380;no#347;ci, klapa zosta#322;a nie domkni#281;ta…

— Nie domkni#281;ta by#322;a tylko klapa zewn#281;trzna, kolego Gaarb. #346;wiadczy o tym piasek w komorze ci#347;nie#324;. Wewn#281;trzna by#322;a zamkni#281;ta…

— Mogli j#261; zamkn#261;#263; potem, gdy ju#380; zacz#281;li odczuwa#263; truj#261;ce dzia#322;anie gazu…

— Przecie#380; to niemo#380;liwe, Gaarb. Wewn#281;trznej klapy nie otworzy pan, kiedy otwarta jest zewn#281;trzna. Otwieraj#261; si#281; na przemian, to wyklucza wszelk#261; nieostro#380;no#347;#263; czy niedbalstwo…

— Ale jedno nie ulega dla mnie w#261;tpliwo#347;ci, #380;e to si#281; sta#322;o nagle. Zbiorowe szale#324;stwo — ju#380; nie m#243;wi#281; o tym, #380;e w czasie lotu w pr#243;#380;ni zdarzaj#261; si#281; wypadki psychozy, ale nigdy na planetach, i to dos#322;ownie w kilka godzin po l#261;dowaniu. Zbiorowe szale#324;stwo, ogarniaj#261;ce ca#322;#261; za#322;og#281;, mog#322;o by#263; tylko wynikiem zatrucia…

— Albo zdziecinnienia — zauwa#380;y#322; Sarner.

— Jak? Co pan m#243;wi? — os#322;upia#322; Gaarb. — Czy to ma by#263;… #380;art?

— Nie #380;artuj#281; w takiej sytuacji. Powiedzia#322;em o zdziecinnieniu, bo nikt o tym nie powiedzia#322;. A jednak — te gryzmo#322;y w ksi#261;#380;ce pok#322;adowej, te porozdzierane almanachy gwiazdowe, te z trudem rysowane litery… widzieli#347;cie je, prawda?

— Ale co to znaczy? — spyta#322; Nygren. — Czy to ma by#263; jednostka chorobowa?

— Nie. Chyba nie ma takiej, prawda, doktorze?

— Na pewno nie.

Znowu zapad#322;o milczenie. Astrogator waha#322; si#281;.

— To mo#380;e nas popchn#261;#263; w fa#322;szywym kierunku. Wyniki nas#322;uch#243;w nekroptycznych s#261; zawsze niepewne. Ale teraz nie wiem, co mog#322;oby nam jeszcze zaszkodzi#263;. Doktorze Sax…

Neurofizjolog przedstawi#322; obraz uzyskany z m#243;zgu zamarzni#281;tego w hibernatorze, jak r#243;wnie#380; nie omieszka#322; powiedzie#263; o sylabach, kt#243;re pozosta#322;y w s#322;uchowej pami#281;ci nieboszczyka. Wznieci#322;o to istn#261; burz#281; pyta#324;; ich ogie#324; krzy#380;owy dosi#281;gn#261;#322; tak#380;e Rohana, bo i on bra#322; udzia#322; w eksperymencie. Ale nie doszli niczego.

— Te plamki kojarz#261; si#281; z „muszkami”… — powiedzia#322; Gaarb. — Zaraz. A mo#380;e przyczyny #347;mierci by#322;y r#243;#380;ne? Powiedzmy, #380;e za#322;og#281; opad#322;y jakie#347; jadowite owady; w ko#324;cu, nie da si#281; stwierdzi#263; #347;ladu drobnego uk#322;ucia na zmumifikowanej sk#243;rze. A ten, znaleziony w hibernatorze, po prostu usi#322;owa#322; si#281; ukry#263; przed tymi owadami, by uj#347;#263; losu towarzyszy… i zamarz#322;.

— Ale dlaczego przed #347;mierci#261; zapad#322; na amnezj#281;?

— To jest utrata pami#281;ci, tak? Czy to zosta#322;o z ca#322;kowit#261; pewno#347;ci#261; stwierdzone?

— O tyle, o ile pewne s#261; wyniki badania nekroptycznego.

— Ale co powiecie o hipotezie tych owad#243;w?

— Niech si#281; wypowie w tej sprawie Lauda.

By#322; to g#322;#243;wny paleobiolog statku; wsta#322;, czekaj#261;c, a#380; wszyscy si#281; ucisz#261;.

— Nieprzypadkowo nie m#243;wili#347;my w og#243;le o tak zwanych „muszkach”. Ka#380;dy, kto cho#263; troch#281; orientuje si#281; w biologii, wie, #380;e #380;adne organizmy nie mog#261; #380;y#263; poza okre#347;lonym biotopem, to jest jednostk#261; nadrz#281;dn#261;, na kt#243;r#261; sk#322;adaj#261; si#281; #347;rodowisko i wszystkie w nim #380;yj#261;ce gatunki. Tak jak w ca#322;ym poznanym Kosmosie. #379;ycie albo wytwarza olbrzymi#261; rozmaito#347;#263; form, albo nie powstaje wcale. Owady nie mog#322;y powsta#263; bez r#243;wnoczesnego rozwoju ro#347;lin naziemnych, innych ustroj#243;w symetrycznych, bezkr#281;gowych i tak dalej. Nie b#281;d#281; wam wyk#322;ada#322; og#243;lnej teorii ewolucji, my#347;l#281;, #380;e wystarczy, je#380;eli zapewni#281; was, #380;e to niemo#380;liwe. Nie ma tutaj #380;adnych truj#261;cych much ani innych cz#322;onkonogich stawonog#243;w, czy paj#281;czak#243;w. Nie ma te#380; #380;adnych form z nimi spokrewnionych.

— Nie mo#380;e pan by#263; tak pewny swego! — zawo#322;a#322; Ballmin.

— Gdyby#347;cie byli moim uczniem, Ballmin, nie dostaliby#347;cie si#281; na ten pok#322;ad, bo by#347;cie nie zdali u mnie egzaminu — powiedzia#322; niewzruszony paleobiolog, i obecni mimo woli u#347;miechn#281;li si#281;. — Nie wiem, jak tam z planetologia, ale z biologii ewolucyjnej niedostatecznie!

— Ju#380; si#281; z tego robi typowy sp#243;r fachowc#243;w… nie szkoda na to czasu… ? —  szepn#261;#322; kto#347; do Rohana z ty#322;u.

Rohan odwr#243;ci#322; si#281; i zobaczy#322; szerok#261;, opalon#261; twarz Jarga, kt#243;ry mrugn#261;#322; do#324; porozumiewawczo.

— Wi#281;c to mo#380;e nie s#261; owady pochodzenia miejscowego — upiera#322; si#281; przy swoim Ballmin — mo#380;e przywieziono je sk#261;d#347;.

— Sk#261;d?

— Z planet Nowej…

Teraz wszyscy zacz#281;li m#243;wi#263; naraz. Trwa#322;o to dobr#261; chwil#281;, nim da#322;o si#281; uspokoi#263; zgromadzonych.

— Koledzy! — powiedzia#322; Sarner. — Wiem, sk#261;d wzi#261;#322; sw#243;j pomys#322; Ballmin. Od doktora Gralewa…

— Trudno, nie wypieram si#281; autorstwa — rzuci#322; fizyk.

— Doskonale. Powiedzmy, #380;e na luksus prawdopodobnie brzmi#261;cych hipotez ju#380; nie mo#380;emy sobie pozwoli#263;. #379;e potrzebujemy hipotez szalonych. Niech b#281;dzie i tak. Panowie biolodzy! Powiedzmy, #380;e jaki#347; statek z planety Nowej przywi#243;z#322; tu tamtejsze owady. Czy mog#322;y si#281; zaadaptowa#263; do miejscowych warunk#243;w?

— Je#347;li hipoteza ma by#263; szalona, to mog#322;yby — zgodzi#322; si#281; ze swego miejsca Lauda. — Ale nawet szalona hipoteza musi t#322;umaczy#263; wszystko.

— To znaczy?

— To znaczy, #380;e musi wyja#347;ni#263;, co pogryz#322;o ca#322;y pancerz zewn#281;trzny „Kondora”, i to do tego stopnia, #380;e jak mi m#243;wi#261; in#380;ynierowie, statek w og#243;le nie b#281;dzie zdolny do lotu, dop#243;ki nie zostanie poddany bardzo gruntownemu remontowi. Czy s#261;dzicie mo#380;e, #380;e jakie#347; owady przystosowa#322;y si#281; do spo#380;ywania stopu molibdenowego? Jest to jedna z najtwardszych substancji w ca#322;ym Kosmosie. In#380;ynierze Petersen, co mo#380;e wzi#261;#263; ten pancerz?

— Kiedy jest dobrze zacementowany, w#322;a#347;ciwie nic — powiedzia#322; zast#281;pca g#322;#243;wnego in#380;yniera. — Mo#380;na to troch#281; nawierci#263; diamentami, ale na to trzeba tony wierte#322; i tysi#261;ca godzin czasu. Ju#380; raczej kwasami. Ale to s#261; kwasy nieorganiczne, musz#261; dzia#322;a#263; w temperaturze co najmniej dwu tysi#281;cy stopni i w obecno#347;ci odpowiednich katalizator#243;w.

— A co, wed#322;ug pana, zgryz#322;o pancerz „Kondora”?

— Nie mam poj#281;cia. Wygl#261;da#322;by tak, gdyby siedzia#322; w k#261;pieli kwasowej i w odpowiednim #380;arze. Ale jak to zosta#322;o zrobione — bez #322;uk#243;w plazmowych i bez katalizator#243;w — tego nie umiem sobie wyobrazi#263;.

— Macie wasze „muszki”, kolego Ballmin — powiedzia#322; Lauda i usiad#322;.

— My#347;l#281;, #380;e nie ma sensu kontynuowa#263; dyskusji — odezwa#322; si#281; milcz#261;cy dot#261;d astrogator. — Mo#380;e by#322;o na ni#261; jeszcze za wcze#347;nie. Nie pozostaje nam nic innego, jak prowadzi#263; badania. Podzielimy si#281; na trzy grupy. Jedna zajmie si#281; ruinami. Druga „Kondorem”, a trzecia dokona kilku wypad#243;w w g#322;#261;b pustyni zachodniej. To jest maksimum naszych mo#380;liwo#347;ci, bo nawet je#347;li uruchomi si#281; niekt#243;re maszyny „Kondora”, nie mog#281; zdj#261;#263; z perymetru wi#281;cej ani#380;eli czterna­#347;cie energobot#243;w, a w dalszym ci#261;gu b#281;dzie obowi#261;zywa#322; trzeci stopie#324;…