"Arkadij i Borys Strugaccy. Pora Deszczyw (польск.) " - читать интересную книгу автора

- Tak - powiedziaі Wiktor. - Oczywiњcie.
Byіo coњ zdumiewajNoco faіszywego w tym, jak po ojcowsku trzymaі rЄkЄ
na ramieniu tego dzieciaka, ktгry nie byі dzieckiem. Aї mu іokie¦ zdrЄtwiaі.
Ostroїnie cofnNoі rЄkЄ i wsadziі jNo do kieszeni.
- Ile masz lat? - zapytaі.
- Czternaњcie - odpowiedziaі z roztargnieniem Bol-Kunac.
- A - a...
Kaїdy chіopiec na miejscu Bol-Kunaca zainteresowaіby siЄ tym irytujNoco
niejasnym a - a, ale Bol-Kunac nie byі kaїdym chіopcem, byі nie kaїdym. Nie
interesowaіy go intrygujNoce monosylaby. Bol-Kunac rozmyњlaі nad relacjami
miЄdzy naturalnym i prymitywnym w naturze i w spoіeczeбstwie. Їaіowaі, їe
trafiі mu siЄ tak nieinteligentny rozmгwca i do tego jeszcze rNobniЄty w
gіowЄ.
Wyszli teraz na AlejЄ Prezydenta. Tu byіo juї bardzo duїo latarni i
nawet trafiali siЄ przechodnie, poњpieszni, przygarbieni wielodniowym
deszczem mЄїczyџni i kobiety. Byіy tu oњwietlone wystawy sklepowe i
rozjarzone neonowym blaskiem wejњcie do kina, gdzie pod daszkiem tіoczyli
siЄ bardzo jednakowi mіodzi ludzie nieokreњlonej pіci w bіyszczNocych
pіaszczach do kostek. A nad tym wszystkim poprzez deszcz bіyskaіy zіote i
niebieskie zaklЄcia Prezydent jest ojcem narodu, Legionista Wolnoњci, to
wierny syn prezydenta, Armia - nasza nieustraszona sіawa...
SiіNo inercji wciNoї jeszcze szli jezdniNo i przejeїdїajNocy samochгd
zatrNobiwszy gniewnie przepЄdziі ich na chodnik i obryzgaі brudnNo wodNo.
- A ja myњlaіem, їe masz co najmniej osiemdziesiNot lat - powiedziaі
Wiktor.
- Chyba pan zasuwa - wstrЄtnym gіosem zapytaі Bol-Kunac i Wiktor
rozeњmiaі siЄ z ulgNo. Jednak byі to zwyczajny chіopiec, zwyczajny normalny
wunderkind, co to siЄ naczytaі Heibora, Zurzmansona, Fromfha i by¦ moїe
nawet przebrnNoі przez Spenglera.
- Miaіem w dzieciбstwie kolegЄ - powiedziaі Wiktor - ktгry postanowiі
przeczyta¦ Hegla w oryginale i nawet w koбcu przeczytaі, tyle їe staі siЄ
schizofrenikiem. Ty, w twoim wieku, niewNotpliwie wiesz, co to takiego
schizofrenik.
- Tak, wiem - powiedziaі Bol-Kunac.
- I nie boisz siЄ?
- Nie.
Podeszli do hotelu i Wiktor zaproponowaі:
- Moїe zajdziesz do mnie, їeby siЄ wysuszy¦?
- DziЄkujЄ. Wіaњnie zamierzaіem prosi¦ o pozwolenie odwiedzenia pana.
Po pierwsze, chcЄ panu coњ jeszcze powiedzie¦, a po drugie, chciaіbym
zadzwoni¦. Pozwoli pan?
Wiktor pozwoliі. Weszli przez obrotowe drzwi, mijajNoc portiera, ktгry
na widok Wiktora zdjNoі czapkЄ.. Wiktor poczuj dobrze sobie znane
wzburzenie, przedsmak nadchodzNocego wieczoru, kiedy moїna bЄdzie pi¦, gada¦
co њlina na jЄzyk przyniesie i odsunNo¦ іokciem na jutro to, co tak
irytujNoco atakowaіo dzisiaj; przedsmak Jula Golema i doktora R. Kwadrygi,
by¦ moїe poznam jeszcze kogoњ, niewykluczone їe coњ siЄ wydarzy - jakaњ
awantura, albo narodzi siЄ fabuіa - i zamгwiЄ sobie dzisiaj minogi, niech
bЄdzie miіo i przyjemnie, - a ostatnim autobusem pojadЄ do Diany.
Kiedy Wiktor odbieraі klucze w recepcji, za jego plecami odbywaіa siЄ