"Arkadij i Borys Strugaccy. Pora Deszczyw (польск.) " - читать интересную книгу автора

nie w porzNodku... Dlaczego wіaњciwie leїaіeњ za rogiem? Mieszkasz tam?
- Widzi pan, leїaіem poniewaї mnie ogіuszono wczeњniej. Nie ten, ktгry
pana uderzyі, ten drugi.
- Okularnik?
Szli powoli, starajNoc trzyma¦ siЄ jezdni, їeby nie kapaіo z dachгw.
- N - nie - odpowiedziaі Bol-Kunac po chwili namysіu. - Moim zdaniem
їaden nie miaі okularгw.
- O Boїe - powiedziaі Wiktor. WsunNoі rЄkЄ pod kaptur i pomacaі guza. -
MгwiЄ o tym trЄdowatym, nazywajNo ich okularnikami. No wiesz, ci z
leprozorium... Mokrzaki...
- Nie wiem - powњciNogliwie odezwaі siЄ Bol-Kunac. - Moim zdaniem oni
Wszyscy byli zupeіnie zdrowi.
- No - no - powiedziaі Wiktor. Odczuі pewien niepokгj i nawet
przystanNoі. - Ty co, chcesz mi wmгwi¦, їe tam nie byіo trЄdowatego? Z
czarnNo opaskNo, caіy na czarno...
- On wcale nie jest trЄdowaty! - nieoczekiwanie zapalczywie powiedziaі
Bol-Kunac. - Jest zdrowszy od pana...
Po raz pierwszy w tym chіopcu pojawiіo siЄ coњ chіopiЄcego i
natychmiast znikіo.
- Nie jest dla mnie zupeіnie jasne, dokNod idziemy - powiedziaі po
chwili milczenia poprzednim beznamiЄtnym i powaїnym gіosem. - Najpierw
wydaіo mi siЄ, їe zmierza pan w kierunku domu, ale teraz widzЄ, їe idziemy w
przeciwnNo stronЄ.
Wiktor wciNoї staі patrzNoc na niego z gгry na dгі. Jedno warte
drugiego, pomyњlaі. Wszystko obliczyі, przeanalizowaі i spokojnie postanowiі
nie informowa¦ mnie o rezultacie. I nie zamierza mi opowiedzie¦, co tu siЄ
staіo. Ciekawe dlaczego? Bandyci? Nie wyglNoda na to. A moїe jednak bandyci?
Wiesz, czasy siЄ zmieniajNo... Gіupie gadanie, znam dzisiejszych bandytгw...
- Wszystko siЄ zgadza - powiedziaі i ruszyі dalej. - Idziemy do hotelu,
ja tam mieszkam.
Chіopiec, wyprostowany, mokry i surowy szedі obok. PrzeіamujNoc
niejakNo niezrЄcznoњ¦ Wiktor poіoїyі mu rЄkЄ na ramieniu. Nic szczegгlnego
nie zaszіo - chіopiec jakoњ to њcierpiaі. ZresztNo bardzo moїliwe, їe po
prostu uznaі, iї jego ramiЄ okazaіo siЄ przydatne w celach њciњle
utylitarnych, jako oparcie dla poszkodowanego.
- MuszЄ ci powiedzie¦ - niezwykle poufnym tonem oznajmiі Wiktor - їe ty
i Irma macie dziwny sposгb prowadzenia rozmowy. My w dzieciбstwie
rozmawialiњmy inaczej.
- Doprawdy? - uprzejmie zapytaі Bol-Kunac. - To znaczy jak?
- No, na przykіad twoje pytanie brzmiaіoby tak - chyba zasuwasz?
Bol-Kunac wzruszyі ramionami.
- Chce pan powiedzie¦, їe tak byіoby lepiej?
- Na Boga, nie! ChcЄ tylko powiedzie¦, їe byіoby naturalniej.
- Wіaњnie to co najnaturalniejsze - zauwaїyі Bol-Kunac - najmniej
przystoi czіowiekowi.
Wiktor poczuі jakiњ wewnЄtrzny chігd. I niepokгj. Moїe nawet strach.
Jakby kot parsknNoі mu њmiechem prosto w twarz.
- To co naturalne, zawsze jest prymitywne - ciNognNoі tymczasem dalej
Bol-Kunac. - A czіowiek jest istotNo skomplikowanNo, naturalnoњ¦ do niego
nie pasuje. Pan mnie rozumie, panie Baniew?