"Arkadij i Borys Strugaccy. Piknik na Skraju Drogi " - читать интересную книгу автора

- Wypijmy - mгwi - Red. - I nie czekaj±c na mnie wypija haustem caі±
swoj± porcjЄ i nalewa now±. - Ty wiesz - mгwi - umarі Kiryі Fanow.
W zamroczeniu nie od razu go zrozumiaіem. Kto¶ tam umarі, no to umarі.
- No cгї - mгwiЄ - wypijmy za spokгj jego duszy...
Dick spojrzaі na mnie, oczy mu siЄ zrobiіy okr±gіe jak spodki, i
dopiero wtedy poczuіem jakby mi kto¶ wymierzyі cios w їoі±dek. PamiЄtam, їe
wstaіem, oparіem siЄ o blat i patrzЄ na Dicka z gгry na dгі.
- Kiryі?! - A przed oczami mam srebrn± pajЄczynЄ, znowu sіyszЄ, jak ona
rwie siЄ i trzeszczy. I przez to okropne trzeszczenie gіos Dicka dochodzi do
mnie jak z drugiego pokoju.
- Zawaі serca. Znaleјli go nagiego pod prysznicem, nikt nic nie
rozumie. Pytali o ciebie, powiedziaіem, їe z tob± wszystko w porz±dku...
- A co tu jest do rozumienia? - mгwiЄ. - Strefa...
- Usi±dј, Red - mгwi Dick. - Usi±dј i napij siЄ.
- Strefa... - powtarzam i nie mogЄ przesta¦. - Strefa... Strefa...
Niczego nie widzЄ dokoіa oprгcz tej srebrnej pajЄczyny. Caіy bar
zapl±taі siЄ w pajЄczynЄ, ludzie poruszaj± siЄ, pajЄczyna cichutko
potrzaskuje kiedy kto¶ siЄ o ni± oprze. A w samym ¶rodku stoi Maltaбczyk,
twarz ma dziecinn±, zdziwion± - nic nie pojmuje.
- Chіopcze - mгwiЄ do niego serdecznie. - Ile chcesz pieniЄdzy? Tysi±c
wystarczy? Na! Bierz, bierz! - wpycham mu pieni±dze i juї krzyczЄ: - Idј do
Ernesta i powiedz mu, їe jest іajdakiem i kanali±, nie bгj siЄ, powiedz mu!
Przecieї to tchгrz! Powiedz mu i natychmiast idј na dworzec, kup sobie bilet
i wracaj na swoj± MaltЄ! Nigdzie siЄ nie zatrzymuj po drodze, jedј prosto do
domu!
Nie pamiЄtam, co tam jeszcze krzyczaіem. PamiЄtam, jak znalazіem siЄ
przed lad± baru, Ernest postawiі przede mn± szklaneczkЄ na orzeјwienie i
pyta:
- Zdaje siЄ, їe jeste¶ dzisiaj przy forsie?
- Tak - mгwiЄ - przy forsie...
- To moїe dіug mi zwrгcisz? Jak raz jutro miaіbym na podatki.
Teraz dopiero widzЄ - ¶ciskam w piЄ¶ci paczkЄ banknotгw. PatrzЄ na tЄ
zielon± trawЄ i mamroczЄ:
- Okazuje siЄ, nie wzi±і Kreon Maltaбski... Z charakterem, okazuje
siЄ... No, a caіa reszta - los tak chciaі.
- Co z tob± - pyta mгj przyjaciel Ernie. - Przesadziіe¶ kapkЄ?
- Nie - mгwiЄ. - Ze mn± - mгwiЄ - wszystko w najlepszym porz±dku.
Cho¦by w tej chwili mogЄ i¶¦ pod prysznic.
- Poszedіby¶ lepiej do domu - mгwi mгj przyjaciel Ernie. - Jednak
trochЄ przesadziіe¶.
- Kiryі umarі - mгwiЄ mu.
- Ktгry to Kiryі? Ten jednorЄki?
- Sam jeste¶ jednorЄki, bydlaku - mгwiЄ mu. - Z tysi±ca takich jak ty
nie zrobi± jednego Kiryіa. ¦cierwo cuchn±ce - mгwiЄ. - Handlarz. ¦mierci±
handlujesz, kanalio. Kupiіe¶ nas wszystkich za zielone... Chcesz, zaraz twгj
parszywy stragan rozwalЄ w drobny mak?
Ledwie zd±їyіem zamachn±¦ siЄ jak trzeba, kiedy juї mnie іapi± i gdzie¶
ci±gn±. A ja juї nic nie kombinujЄ i kombinowa¦ nie mogЄ. Co¶ krzyczЄ,
wyrywam siЄ, kogo¶ kopiЄ, potem oprzytomniaіem - siedzЄ w toalecie caіy
mokry, morda rozbita. PatrzЄ w lustro i nie poznajЄ sam siebie, jeden