"Arkadij i Borys Strugaccy. Piknik na Skraju Drogi " - читать интересную книгу автораuczciw± pracЄ
- no i w ogгle drЄtwa mowa w najlepszym gatunku, ta sama, ktгr± nas co niedziela raczyі w wiЄzieniu nasz ojciec duchowny. A ja mam tak± ochotЄ wypi¦, їe aї mnie skrЄca. To nic, my¶lЄ. Red, to nic, bracie, i to teї musisz znie¶¦. Cierp, Red, tak trzeba! Dіugo on tego tempa nie wytrzyma, juї dostaі zadyszki... wtedy na moje szczЄ¶cie zacz±і tr±bi¦ jeden z samochodгw patrolowych. Kapitan Quarterblood obejrzaі siЄ, odkaszln±і z niezadowoleniem i wyci±ga do mnie rЄkЄ. - No cгї - mгwi - cieszЄ siЄ, їe poznaіem uczciwego czіowieka. Reda Shoeharta. Z przyjemno¶ci± wypiіbym z tob± butelczynЄ na cze¶¦ naszej nowej znajomo¶ci. Wгdki wprawdzie nie mogЄ pi¦, lekarz mi zakazaі, ale na piwo chЄtnie bym z tob± poszedі. Tylko sam widzisz - sіuїba! Ale nic straconego - mгwi - na pewno siЄ jeszcze spotkamy. Nie daj Boїe, my¶lЄ. Ale rЄkЄ mu ¶ciskam, nadal siЄ czerwieniЄ i szuram nгїk± - wszystko jak pan kapitan lubi. Potem Quarterblood poszedі sobie nareszcie, a ja lotem strzaіy do "Barge". W "Barge" o tej porze jest pusto. Ernest stoi za lad± baru, przeciera kieliszki i ogl±da je pod ¶wiatіo. To zdumiewaj±ce, nawiasem mгwi±c, zjawisko - gdzie i kiedy by¶ nie przyszedі, wiecznie ci barmani przecieraj± kieliszki, jakby akurat od tego zaleїaіo zbawienie ich duszy. Tak wіa¶nie bЄdzie staі cho¦by caіy dzieб - weјmie kieliszek, przymrгїy oczy, spojrzy pod ¶wiatіo, chuchnie na szkіo i zaczyna trze¦. Wyciera, wyciera, znowu spojrzy, tym razem dla odmiany od spodu, i znowu... - Cze¶¦ Ernie! - mгwiЄ. - Nie mЄcz go dіuїej, bo przetrzesz na wylot! Spojrzaі na mnie przez kieliszek, wymamrotaі co¶ gіosem brzuchomгwcy i poci±gn±іem, zmruїyіem oczy, potrz±sn±іem gіow± i powtгrzyіem zabieg. Mruczy lodгwka, szafa graj±c± trilka cichutko. Ernest posapuje w kolejny kieliszek - cisza, spokгj... Dopiіem, postawiіem szklaneczkЄ na ladzie i Ernest w mgnieniu oka nalewa mi ponownie. - Ho co, juї cl lepiej? - burczy. - Przyszedіe¶ do siebie? - Ty lepiej pilnuj swoich kieliszkгw - mгwiЄ. - A wiesz byі jeden taki, teї tak tarі, tarі i wywoіaі zіego ducha. Potem їyі sobie jak p±czek w ma¶le. - Znaіe¶ go? - pyta Ernie z niedowierzaniem. - A byі tu jeden taki barman - opowiadam. - Jeszcze przed tob±. - No i co? - Ano nic. Jak my¶lisz, dlaczego oni tu przylecieli? Wszystko dlatego, їe tamten bez przerwy tarі i tarі... Jak s±dzisz, kto do nas przyleciaі? - A idј ty - mгwi Ernie z uznaniem. Potem poszedі do kuchni i wrгciі z talerzem - przyniгsі opiekane parгwki. Postawiі przede mn± talerz, podsun±і keczup, a sam ponownie zabraі siЄ do kieliszkгw. Ernest zna siЄ na swojej robocie. Ma bezbіЄdne wyczucie, od razu widzi, їe stalker wrгciі ze Strefy, їe towar bЄdzie i Ernie wie, czego stalkerowi w takiej chwili potrzeba. To swгj chіop ten Ernie! Dobroczyбca. Zjadіem parгwki, zapaliіem i zacz±іem oblicza¦, ile teї Ernie na nas zarabia. Jakie ceny pіac± za towar w Europie tego nie wiem, ale tak k±tem ucha sіyszaіem, їe na przykіad za "pustaka" daj± tam okoіo dwa i pгі |
|
|