"Arkadij i Borys Strugaccy. Piknik na Skraju Drogi " - читать интересную книгу автора

co¶ siЄ srebrzy. Poprzednim razem tego nie byіo. No, trudno, srebrzy siЄ, to
siЄ srebrzy, nie bЄdziemy przecieї z tego powodu wraca¦! A i srebrzy siЄ,
nie tak, їeby mocno, tylko odrobinkЄ i tak spokojnie, powiedziaіbym, nawet
sympatycznie... Wstaіem, otrzepaіem skafander i rozejrzaіem siЄ dookoіa. Tam
na parkingu stoj± ciЄїarгwki, rzeczywi¶cie jak nowe - od tamtego czasu,
kiedy tu byіem ostatni raz wedіug mnie zrobiіy siЄ jeszcze nowsze, za to
cysterna zupeіnie biedaczka zardzewiaіa, niedіugo siЄ rozsypie. A tam leїy
opona, ta, ktгr± wida¦ na ich planie...
Nie spodobaіa mi siЄ ta opona. Cieб rzuca, jaki¶ taki nienormalny.
Sіoбce nam ¶wieci w plecy, a cieб pada w nasz± stronЄ. No dobra, do opony
daleko. Wіa¶ciwie wygl±da wszystko nieјle, moїna pracowa¦. Tylko co siЄ tam
srebrzy? A moїe mi siЄ tylko zwidziaіo? Teraz warto by zapali¦, usi±¶¦ na
chwilЄ, pomy¶le¦ spokojnie - dlaczego wіa¶ciwie srebrzy siЄ tylko nad
kanistrami, a dalej juї siЄ nie srebrzy... dlaczego taki dziwny cieб od tej
opony... ¦cierwnik Barbridge co¶ opowiadaі o cieniach, co¶ cudacznego, ale
niegroјnego... Z cieniami tu rгїnie bywa. Ale co siЄ tam tak srebrzy? No
wypisz, wymaluj, jak pajЄczyna na drzewach w lesie. Jakiї to paj±k j±
uprz±dі? Och, ani razu jeszcze nie widzialem w Strefie paj±czkгw, czy innych
boїych krгwek. I co najgorsze, "pustak" leїy jak raz tam, dwa kroki od
kanistrгw. Powinienem od razu wtedy go zabra¦, nie miaіbym teraz kіopotгw.
Ale to ¶cierwo jest okropnie ciЄїkie - udјwign±¦ go mogіem, ale potem targa¦
toto na plecach i to jeszcze po nocy, i jeszcze na czworakach... a kto
"pustakгw" nigdy nie dјwigaі, niech sprгbuje. Rгwnie wygodnie moїna pud wody
nie¶¦ bez wiader... A wiЄc i¶¦, czy co? Goln±іbym sobie teraz... Odwrгciіem
siЄ do Tendera i mгwiЄ:
- Teraz my z Kiryіem pгjdziemy do garaїu. Ty zostaniesz tu jako
kierowca. Steru bez mojego rozkazu nie waї siЄ tkn±¦, cokolwiek by siЄ
dziaіo, nawet gdyby ziemia siЄ pod tob± rozst±piіa. Jeїeli stchгrzysz - na
tamtym ¶wiecie ciЄ odnajdЄ.
Powaїnie skin±і mi gіow± - za nic, znaczy, nie stchгrzЄ. Nos ma jak
pomidor, zdrowo mu przysun±іem... no cгї, spu¶ciіem ostroїnie awaryjne liny,
popatrzyіem jeszcze raz na to srebrne migotanie, machn±іem rЄk± Kiryіowi i
zacz±іem schodzi¦. Stan±іem na asfalcie i czekam, pгki Kiryі nie zejdzie z
drugiej strony.
- Spokojnie. - mгwiЄ - nie spiesz siЄ. Bez zbЄdnego zamieszania.
Stoimy na asfalcie. "Kalosz" koіysze siЄ obok nas, liny szuraj± pod
stopniami. Tender wychyliі іeb przez porЄcze, patrzy na nas, a w oczach ma
rozpacz. Trzeba i¶¦. MгwiЄ do Kiryіa:
- Masz i¶¦ za mn±, krok w krok, dwa kroki z tyіu, patrz mi w plecy i
uwaїaj.
I ruszyіem. Stan±іem w progu, rozejrzaіem siЄ. A jednak o ileї іatwiej
pracowa¦ w dzieб niї w nocy! PamiЄtam, jak leїaіem na tym samym progu.
Ciemno jak w brzuchu u Murzyna, z kanaіu "czarci pudding" wysuwa jЄzyki,
bіЄkitne jak pіomyki spirytusu, i jak na zіo¶¦ niczego nie rozja¶nia,
jeszcze ciemniej siЄ wydaje od tych jЄzykгw. A teraz - їy¦ nie umiera¦! Oczy
przywykіe do mroku, wszystko jak na dіoni, nawet kurz wida¦ w
najciemniejszych k±tach. I rzeczywi¶cie co¶ tam bіyszczy, jakie¶ srebrzyste
nici ci±gn± siЄ od kanistrгw do sufitu - bardzo podobne do pajЄczyny. Moїe
to zreszt± pajЄczyna, ale lepiej siЄ trzyma¦ od niej z daleka. I wtedy
sknociіem sprawЄ. Powinienem Kiryіa postawi¦ obok siebie, poczeka¦ aї jego