"Bez pożegnania" - читать интересную книгу автора (Coben Harlan)

15

Szeryf Bertha Farrow zmarszczyła brwi, patrząc ponad ramieniem George'a Volkera.

– Nienawidzę tych urządzeń – powiedziała.

– Nie powinnaś – odparł Volker, wprawnie stukając w klawiaturę. – Komputer to nasz przyjaciel.

– I co teraz robi ten twój przyjaciel?

– Skanuje odciski palców naszej nieznajomej.

– Skanuje?

– Jak wyjaśnić to komuś, kto cierpi na technofobię? Volker spojrzał na Berthę i potarł brodę.

– To jak połączenie kserokopiarki i faksu. Robi kopię odcisków palców i przesyła je pocztą elektroniczną do CJIS w Wirginii Zachodniej.

CJIS to skrót od Criminal Justice Information Services. Teraz, kiedy wszystkie wydziały policji miały dostęp do sieci – nawet te w takich kompletnie zakazanych dziurach jak ich mieścina – odciski palców można było przesyłać przez Internet do identyfikacji. Jeśli dane linie papilarne znajdują się w olbrzymiej bazie danych National Crime Information Center, w mgnieniu oka poznają tożsamość zmarłej.

– Myślałam, że CJIS znajduje się w Waszyngtonie powiedziała Bertha.

– Już nie. Senator Byrd kazał je przenieść.

– Porządny facet.

– Och tak.

Bertha poprawiła kaburę i wyszła na korytarz. Komisariat mieścił się w tym samym budynku co kostnica. Było to wygodne, chociaż czasem dokuczliwe. Kostnica została wyposażona w kiepską wentylację, więc co pewien czas wydobywał się z niej gęsty opar formaldehydu i rozkładających się zwłok.

Po chwili wahania Bertha Farrow otworzyła drzwi do kostnicy. Nie było tu lśniących szuflad, błyszczących stalowych narzędzi ani innych akcesoriów, jakie widuje się w telewizji. Clyde rzadko korzystał z kostnicy, gdyż – bądźmy szczerzy – nie miał tu wiele do roboty. Najczęściej ofiary śmiertelne pochodziły z wypadków samochodowych. W zeszłym roku Don Taylor upił się i przypadkiem strzelił sobie w głowę. Jego małżonka żartowała, że stary Don strzelił, bo spojrzał w lustro i wziął się za łosia. Kostnica – do licha, to zbyt zaszczytna nazwa dla dawnej stróżówki – mogła pomieścić zaledwie dwa ciała. Jeśli Clyde potrzebował więcej miejsca, korzystał z odpowiednich pomieszczeń przedsiębiorstwa pogrzebowego Wally'ego. Clyde stał przy stole, na którym leżało ciało niezidentyfikowanej kobiety. Miał na sobie niebieski fartuch i rękawiczki chirurgiczne. Płakał. Z radia na ścianie płynęła aria operowa, żałosne zawodzenie odpowiednie do sytuacji.

– Otworzyłeś ją już? – zapytała Bertha, choć odpowiedź była oczywista. Clyde dwoma palcami otarł łzy.

– Nie.

– Czekasz na pozwolenie?

Posłał jej gniewne spojrzenie zaczerwienionych oczu.

– Na razie przeprowadzam obdukcję.

– Co było przyczyną zgonu, Clyde?

– Nie będę miał pewności, dopóki nie zakończę sekcji.

Bertha podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu, udając, że chce go pocieszyć i nawiązać bliższy kontakt.

– A wstępne sugestie?

– Została dotkliwie pobita.

Wskazał na klatkę piersiową. Bertha zobaczyła wyraźne wgłębienie. Żebra zostały wgniecione jak styropianowy kubek pod naciskiem buta.

– Mnóstwo siniaków – zauważyła.

– Przebarwienia, owszem, ale widzisz to?

Dotknął palcem czegoś sterczącego pod skórą w pobliżu żołądka.

– Złamane żebra?

– Zmiażdżone żebra – poprawił.

– W jaki sposób?

– Clyde wzruszył ramionami.

– Zapewne użyto ciężkiego młotka albo podobnego narzędzia. Domyślam się – ale to tylko domysł – że jedno z żeber złamało się i naruszyło któryś z narządów wewnętrznych. Może przebiło płuco albo żołądek. A może miała szczęście i trafiło prosto w serce?

Bertha pokręciła głową.

– Ona mi nie wygląda na taką, która miała szczęście.

Clyde odwrócił się i znów zaczął płakać. Wstrząsał nim tłumiony szloch.

– A te ślady na piersiach? – spytała Bertha. Odparł przez ramię:

– Oparzenia od papierosów.

Tak myślała. Zmiażdżone palce, oparzenia od papierosów. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by wydedukować, że ją torturowano.

– Zrób wszystko, Clyde. Próbki krwi, analizę toksykologiczną, wszystko. Pociągnął nosem i w końcu się odwrócił.

– Tak, Bertha, pewnie, w porządku.

Drzwi za ich plecami się otworzyły. Wszedł Volker.

– Trafiliśmy w dziesiątkę – powiedział.

– Już?

– Skinął głową.

– Na początku listy NCIC.

– Jak to?

Volker wskazał na leżące na stole ciało.

– Nasza nieznajoma – powiedział – była poszukiwana przez FBI.