"Niezwyciężony" - читать интересную книгу автора (Lem Stanislaw)ChmuraZaczynali ju#380; przywyka#263; do planety — do jej niezmiennego, pustynnego oblicza z nik#322;ymi cieniami chmur zawsze jakby si#281; rozp#322;ywaj#261;cych, nienaturalnie jasnych, spomi#281;dzy kt#243;rych i za dnia prze#347;witywa#322;y silne gwiazdy. Do szmeru piasku, zapadaj#261;cego si#281; pod ko#322;ami i stopami, do czerwonego, oci#281;#380;a#322;ego s#322;o#324;ca, kt#243;rego dotyk by#322; niepor#243;wnanie delikatniejszy od ziemskiego, tak #380;e gdy mu si#281; poddawa#322;o plecy, zamiast ciep#322;a czu#322;o si#281; wtedy tylko jakby milcz#261;c#261; obecno#347;#263;. Rano ekipy wyrusza#322;y w teren, ka#380;da w swoj#261; stron#281;, energoboty znika#322;y w#347;r#243;d wydm, ko#322;ysz#261;c si#281; jak niezgrabne #322;odzie, opada#322;a kurzawa i pozostali przy „Niezwyci#281;#380;onym” m#243;wili o tym, co b#281;dzie na obiad, co radarowy bosman powiedzia#322; dzi#347; do #322;#261;czno#347;ciowego, albo usi#322;owali sobie przypomnie#263;, jak si#281; nazywa#322; pilot kursowy, kt#243;ry przed sze#347;ciu laty straci#322; nog#281; w wypadku na satelicie nawigacyjnym Terra 5. Gadali tak, siedz#261;c na pustych kanistrach pod kad#322;ubem, kt#243;rego cie#324;, niczym wskaz#243;wka gigantycznego zegara s#322;onecznego, kr#261;#380;y#322;, wyd#322;u#380;aj#261;c si#281; zarazem, a#380; dotyka#322; linii energobot#243;w. Od tej chwili zaczynali ju#380; wstawa#263; i wypatrywa#263; wracaj#261;cych. A ci zn#243;w, kiedy si#281; pojawili, g#322;odni i zm#281;czeni, tracili nagle ca#322;e o#380;ywienie, w jakim utrzymywa#322;a ich praca w metalowych zgliszczach „miasta”, i nawet ekipa „Kondora” po tygodniu przesta#322;a ju#380; przybywa#263; z sensacyjnymi nowinami, sprowadzaj#261;cymi si#281; do tego, #380;e uda#322;o si#281; w znalezionych szcz#261;tkach rozpozna#263; jakiego#347; cz#322;owieka, i to, co by#322;o w pierwszych dniach znakami grozy, przywiezione z „Kondora”, zosta#322;o starannie zapakowane (bo jak nazwa#263; inaczej #243;w proces sumiennego uk#322;adania wszystkich ocala#322;ych szcz#261;tk#243;w ludzkich w hermetycznych zbiornikach, kt#243;re pow#281;drowa#322;y na dno statku?) i znik#322;o. Wtedy, zamiast ulgi, jakiej nale#380;a#322;oby mo#380;e oczekiwa#263;, ludzie, nadal przesiewaj#261;cy piach wok#243;#322; rufy „Kondora” i myszkuj#261;cy w jego pomieszczeniach, j#281;li doznawa#263; takiego znudzenia, #380;e jakby zapomniawszy, co spotka#322;o jego za#322;og#281;, zajmowali si#281; kolekcjonowaniem idiotycznych drobiazg#243;w, nie wiadomo do kogo ongi#347; nale#380;#261;cych, pozosta#322;ych po nie istniej#261;cych w#322;a#347;cicielach. Tak #380;e przywozili, zamiast dokument#243;w, kt#243;re by wyja#347;ni#322;y tajemnic#281;, wobec ich braku — to jak#261;#347; star#261; harmonijk#281;, to chi#324;sk#261; #322;amig#322;#243;wk#281;, i przedmioty te, ju#380; ogo#322;ocone z mistycznej niesamowito#347;ci swego pochodzenia, sz#322;y w obieg, stawa#322;y si#281; jakby wsp#243;ln#261; w#322;asno#347;ci#261; za#322;ogi. Rohan, kt#243;ry nigdy by nie uwierzy#322;, #380;e co#347; takiego jest mo#380;liwe, ju#380; po tygodniu zachowywa#322; si#281; tak w#322;a#347;nie jak wszyscy. I tylko czasem, kiedy by#322; sam, zadawa#322; sobie pytanie, po co tu w#322;a#347;ciwie jest, i czu#322; wtedy, #380;e ca#322;a ich dzia#322;alno#347;#263;, ca#322;a skwapliwa krz#261;tanina, ten skomplikowany proceder bada#324;, prze#347;wietle#324;, zbierania pr#243;bek, wiercenia pok#322;ad#243;w skalnych, uci#261;#380;liwy przez nieustaj#261;c#261; konieczno#347;#263; przestrzegania III stopnia, z otwieraniem i zamykaniem p#243;l, z lufami laser#243;w, maj#261;cych dobrze obliczone pola ostrza#322;u, ze sta#322;#261; kontrol#261; optyczn#261;, ci#261;g#322;ym liczeniem, #322;#261;czno#347;ci#261; wielokana#322;ow#261;, #380;e to wszystko jest jakim#347; wielkim samooszukiwaniem si#281;. #379;e w gruncie rzeczy czekaj#261; tylko na jaki#347; nowy wypadek, nowe nieszcz#281;#347;cie i udaj#261; tylko, #380;e tak nie jest. Pocz#261;tkowo rano ludzie gromadzili si#281; przed lazaretem „Niezwyci#281;#380;onego”, aby us#322;ysze#263; nowiny o stanie Kertelena. Wydawa#322; im si#281; nie tyle ofiar#261; zagadkowego ataku, co jak#261;#347; istot#261; nieludzk#261;, stworem, odmiennym od nich wszystkich, zupe#322;nie jakby uwierzyli w fantastyczne bajki i s#261;dzili, #380;e mo#380;liwe jest przekszta#322;cenie cz#322;owieka, jednego z nich, przez wrogie, obce si#322;y planety w monstrum. W rzeczywisto#347;ci by#322; on tylko kalek#261;; okaza#322;o si#281; zreszt#261;, #380;e jego umys#322;, nagi jak nowo narodzonego dziecka i tak samo pusty, przyjmuje wiedz#281;, kt#243;rej udzielali mu lekarze, i stopniowo uczy#322; si#281; m#243;wi#263;, zupe#322;nie w#322;a#347;nie jak ma#322;e dziecko; z lazaretu nie dobiega#322;o ju#380; niepodobne do ludzkiego g#322;osu skomlenie, okropne przez to, #380;e bezsensowny be#322;kot niemowl#281;cia wydawa#322;a krta#324; dojrza#322;ego m#281;#380;czyzny. Kertelen po tygodniu zaczyna#322; wymawia#263; pierwsze sylaby i poznawa#322; ju#380; lekarzy, chocia#380; nie m#243;g#322; wym#243;wi#263; ich nazwisk. Wtedy, z pocz#261;tkiem drugiego tygodnia, zainteresowanie jego osob#261; zmniejszy#322;o si#281; tym bardziej, gdy lekarze wyja#347;nili, #380;e o okoliczno#347;ciach wypadku nie b#281;dzie m#243;g#322; nic powiedzie#263;, nawet gdy powr#243;ci do stanu normalnego, czy raczej uko#324;czy dziwaczn#261;, cho#263; niezb#281;dn#261; edukacj#281;. Tymczasem prace sz#322;y swoim trybem. Gromadzi#322;y si#281; plany „miasta”, szczeg#243;#322;y konstrukcji jego „krzaczastych piramid”, cho#263; przeznaczenie ich dalej pozostawa#322;o ciemne. Uznawszy, #380;e dalsze badania „Kondora” nie przynios#261; niczego, astrogator wstrzyma#322; je. Sam statek trzeba by#322;o porzuci#263;, bo reperacja pow#322;oki przekracza#322;a mo#380;liwo#347;ci in#380;ynier#243;w, zw#322;aszcza w warunkach prac o tyle pilniejszych. #346;ci#261;gni#281;to tylko do „Niezwyci#281;#380;onego” sporo energobot#243;w, transporter#243;w, #322;azik#243;w i wszelakiej aparatury, sam za#347; wrak — bo sta#322; si#281; w#322;a#347;ciwie wrakiem po tak dok#322;adnym opustoszeniu — zamkni#281;to na g#322;ucho, pocieszaj#261;c si#281;, #380;e oni sami albo jaka#347; nast#281;pna ekspedycja doprowadzi jednak kr#261;#380;ownik do portu macierzystego. Horpach przerzuci#322; wtedy ekip#281; „Kondora” na p#243;#322;noc; do#322;#261;czy#322;a ona, jako grupa Regnara, do grupy Gallaghera: sam Rohan by#322; teraz g#322;#243;wnym koordynatorem wszystkich bada#324; i pobli#380;e „Niezwyci#281;#380;onego” opuszcza#322; tylko na kr#243;tko, a i to nie ka#380;dego dnia. Obie te grupy natrafi#322;y, w systemie w#261;woz#243;w, wyp#322;ukiwanych przez podziemne #378;r#243;d#322;a, na osobliwe znaleziska. Warstwy osadowych i#322;#243;w przedzielone by#322;y warstwami czarniawo-rudej substancji, pochodzenia nie geologicznego, nie planetarnego. Fachowcy niewiele wi#281;cej mogli na ten temat powiedzie#263;. Wygl#261;da#322;o to tak, jakby na powierzchni starej tarczy bazaltowej, dennego pok#322;adu skorupy, przed jakimi#347; milionami lat z#322;o#380;one zosta#322;y ogromne ilo#347;ci metalowych od#322;amk#243;w mo#380;e po prostu szcz#261;tk#243;w metalicznych (pad#322;a hipoteza, #380;e w atmosferze Regis rozbryzn#261;#322; si#281; gigantyczny, niklowo-#380;elazowy meteor i p#322;omiennymi deszczami wtopi#322; si#281; w ska#322;y owej prastarej epoki), kt#243;re, ulegaj#261;c powolnemu utlenieniu, wchodz#261;c w reakcje chemiczne z otoczeniem, przekszta#322;ci#322;y si#281; wreszcie w pok#322;ady brunatno-czarnych, miejscami rudo-purpurowych osad#243;w. Odkrywki dotychczasowe wgryz#322;y si#281; ledwo w cz#281;#347;#263; pok#322;ad#243;w terenu, kt#243;rego struktura geologiczna z#322;o#380;ono#347;ci#261; sw#261; mog#322;a przyprawi#263; nawet wytrawnego planetologa o zawr#243;t g#322;owy. Gdy wybito studnie a#380; do bazaltu sprzed miliarda lat, okaza#322;o si#281;, #380;e ska#322;y na nim u#322;o#380;one, mimo daleko posuni#281;tej rekrystalizacji, wykazuj#261; obecno#347;#263; organicznego w#281;gla. S#261;dzono zrazu, #380;e by#322;o to wtedy dno oceaniczne. Ale w pok#322;adach ju#380; autentycznego w#281;gla kamiennego odkryte zosta#322;y odciski licznych gatunk#243;w ro#347;linnych, kt#243;re mog#322;y wegetowa#263; tylko na suszy. Kolejno katalog #380;ywych form kontynentalnych planety uzupe#322;nia#322; si#281; i powi#281;ksza#322;. By#322;o ju#380; wiadome, #380;e przed trzystu milionami lat chodzi#322;y po jej d#380;unglach prymitywne gady. Resztki kr#281;gos#322;upa i rogowych szcz#281;k jednego przywie#378;li uczeni w triumfie, kt#243;rego nie podziela#322;a jednak za#322;oga. Ewolucja rozwija#322;a si#281; na l#261;dzie jak gdyby dwa razy; pierwszy zmierzch #380;ywego #347;wiata przypad#322; na epok#281; sprzed oko#322;o stu milion#243;w lat; dosz#322;o wtedy do gwa#322;townego wymierania ro#347;lin i zwierz#261;t, wywo#322;anego prawdopodobnie bliskim wybuchem gwiazdy Nowej. #379;ycie pod#378;wign#281;#322;o si#281; jednak potem z upadku i wybuja#322;o nowymi formami; co prawda ani ilo#347;#263;, ani stan znalezionych szcz#261;tk#243;w nie pozwala#322;y na dok#322;adniejsz#261; klasyfikacj#281;. Planeta nigdy nie wytworzy#322;a form podobnych do ssak#243;w. Po dalszych dziewi#281;#263;dziesi#281;ciu milionach lat przysz#322;o, ale ju#380; w wielkiej od niej odleg#322;o#347;ci, do drugiej erupcji gwiazdowej; jej #347;lady w postaci izotop#243;w pierwiastkowych da#322;o si#281; wykry#263;. Wed#322;ug przybli#380;onych oblicze#324; #243;wczesne nat#281;#380;enie twardego promieniowania nie by#322;o na powierzchni tak silne, aby mog#322;o poci#261;gn#261;#263; za sob#261; hekatomby ofiar. Tym bardziej by#322;o niezrozumia#322;e, #380;e odt#261;d szcz#261;tki ro#347;linne i zwierz#281;ce stawa#322;y si#281; w m#322;odszych pok#322;adach skalnych coraz wi#281;ksz#261; rzadko#347;ci#261;. Znajdowano za to rosn#261;ce ilo#347;ci owego sprasowanego „i#322;u”, siarczk#243;w antymonu, tlenk#243;w molibdenowych, #380;elazawych, soli niklu, kobaltu i tytanu. Te metaliczne, osiem do sze#347;ciu milion#243;w lat licz#261;ce warstwy, stosunkowo p#322;ytkie, zawiera#322;y miejscami silne ogniska radioaktywno#347;ci, ale by#322;a to radioaktywno#347;#263; — w skali istnienia planety — kr#243;tkotrwa#322;a. By#322;o zatem tak, jakby co#347; spowodowa#322;o w owej erze szereg gwa#322;townych, lecz miejscowych tylko reakcji j#261;drowych, kt#243;rych produkty zalega#322;y w „metalicznych i#322;ach”. Poza hipotez#261; „#380;elazistoradioaktywnego meteoru” pada#322;y inne, ca#322;kiem fantastyczne, wi#261;#380;#261;ce owe osobliwe ogniska „gor#261;ca promieniotw#243;rczego” z katastrof#261; uk#322;adu planetarnego Liry i zag#322;ad#261; jego cywilizacji. Przypuszczano wi#281;c, #380;e podczas pr#243;b kolonizowania Regris III dosz#322;o do atomowych star#263; mi#281;dzy wys#322;anymi z zagro#380;onego uk#322;adu statkami. Ale to zn#243;w nie wyja#347;nia#322;o rozmiar#243;w dziwnych warstw metalicznych, kt#243;re odkryto w trakcie wierce#324; pr#243;bnych r#243;wnie#380; w innych, odleg#322;ych okolicach. W ka#380;dym razie nieodparcie nasuwa#322; si#281; obraz tyle#380; zagadkowy, co oczywisty: #380;ycie na l#261;dach planety wymar#322;o w tym samym czasie, na przestrzeni kilku milion#243;w lat, w kt#243;rym powstawa#263; j#281;#322;y metaliczne pok#322;ady. Przyczyn#261; zag#322;ady form #380;ywych nie mog#322;a by#263; radioaktywno#347;#263;: og#243;ln#261; ilo#347;#263; promieniowania przeliczono na r#243;wnowa#380;niki j#261;drowych wybuch#243;w. Wynosi#322;a ledwo dwadzie#347;cia do trzydziestu megaton; roz#322;o#380;one na setki tysi#261;cleci, nie mog#322;y naturalnie takie wybuchy (je#347;li to w og#243;le by#322;y wybuchy atomowe, a nie inne jakie#347; reakcje j#261;drowe) powa#380;nie zagrozi#263; ewolucji form biologicznych. Podejrzewaj#261;c jak#261;#347; #322;#261;czno#347;#263; mi#281;dzy pok#322;adami metalicznymi a ruinami „miasta”, uczeni nalegali na dalsze prowadzenie bada#324;. Po#322;#261;czone to by#322;o z licznymi trudno#347;ciami, gdy#380; prace odkrywkowe wymaga#322;y przerzucenia powa#380;nych mas gruntu. Jedynym rozwi#261;zaniem by#322;o bicie sztolni, ale pracuj#261;cy pod ziemi#261; ludzie nie znajdowali si#281; ju#380; pod os#322;on#261; p#243;l si#322;owych. O tym, #380;e mimo wszystko roboty kontynuowano, zadecydowa#322;o odkrycie (na g#322;#281;boko#347;ci dwudziestu kilku metr#243;w, w warstwie obfituj#261;cej w tlenki #380;elaza) rdzawych szcz#261;tk#243;w, uformowanych wielce osobliwie, kt#243;re przypomina#322;y resztki z#380;artych korozj#261;, rozpad#322;ych element#243;w jakich#347; mikroskopijnych mechanizm#243;w. W dziewi#281;tnastym dniu od l#261;dowania #347;ci#261;gn#281;#322;y nad okolic#281;, w kt#243;rej pracowa#322;y ekipy g#243;rnicze, zwa#322;y chmur tak grubych i ciemnych, jakich dot#261;d na planecie nie widziano. Oko#322;o po#322;udnia rozp#281;ta#322;a si#281; burza, przewy#380;szaj#261;ca gwa#322;towno#347;ci#261; wy#322;adowa#324; elektrycznych burze ziemskie. Niebo i ska#322;y po#322;#261;czy#322;a gmatwanina bezustannie wal#261;cych piorun#243;w. Wezbrane wody, rw#261;c kr#281;tymi w#261;wozami, zacz#281;#322;y zatapia#263; wykute chodniki. Ludzie musieli opu#347;ci#263; je i wraz z automatami schronili si#281; pod g#322;#243;wnym p#281;cherzem pola si#322;owego, w kt#243;ry strzela#322;y kilometrowe b#322;yskawice. Burza przetacza#322;a si#281; powoli ku zachodowi i czarn#261;, pokre#347;lon#261; b#322;yskawicami #347;cian#261; zajmowa#322;a ca#322;y horyzont nad oceanem. Wracaj#261;c do „Niezwyci#281;#380;onego” g#243;rnicze za#322;ogi odkry#322;y po drodze spor#261; ilo#347;#263; le#380;#261;cych na piasku czarnych, drobniutkich kropelek metalowych. Wzi#281;to je za os#322;awione „muszki”. Starannie zebrane, zosta#322;y przywiezione na statek, gdzie wzbudzi#322;y zainteresowanie uczonych, ale i mowy nie by#322;o o tym, aby stanowi#322;y szcz#261;tki owad#243;w. Odby#322;a si#281; kolejna narada specjalist#243;w, przechodz#261;ca kilkakrotnie w gor#261;ce spory. Wreszcie zdecydowano wys#322;a#263; ekspedycj#281; w kierunku p#243;#322;nocno-wschodnim, poza teren kr#281;tych w#261;woz#243;w i z#322;#243;#380; zwi#261;zk#243;w #380;elaza, poniewa#380; na g#261;sienicach pojazd#243;w „Kondora” wykryto drobne ilo#347;ci interesuj#261;cych minera#322;#243;w, kt#243;rych nie znaleziono na poprzednio badanych obszarach. Doskonale wyekwipowana kolumna z energobotami, krocz#261;cym miotaczem „Kondora”, transporterami i robotami, w#347;r#243;d kt#243;rych by#322;o dwana#347;cie arktan#243;w, zaopatrzona w automatyczne koparki i wiertnice, za#322;adowawszy dwudziestu dw#243;ch ludzi, zapasy tlenu, #380;ywno#347;ci i paliwa j#261;drowego, wyruszy#322;a nast#281;pnego dnia w drog#281; pod dow#243;dztwem Regnara. Utrzymywano z ni#261; sta#322;#261; #322;#261;czno#347;#263; radiow#261; i telewizyjn#261; do czasu, kiedy wypuk#322;o#347;#263; planety odci#281;#322;a bieg fal ultrakr#243;tkich w linii prostej. „Niezwyci#281;#380;ony” wprowadzi#322; wtedy na orbit#281; stacjonarn#261; automatyczny przeka#378;nik telewizyjny, kt#243;ry umo#380;liwi#322; podj#281;cie odbioru. Kolumna by#322;a w marszu przez ca#322;y dzie#324;. Noc#261; otoczy#322;a si#281;, ustawiaj#261;c si#281; w obronnym szyku ko#322;owym, stref#261; si#322;ow#261;, a nast#281;pnego dnia kontynuowa#322;a marsz. Oko#322;o po#322;udnia Regnar zawiadomi#322; Rohana, #380;e zatrzymuje si#281; u st#243;p ruin, prawie ca#322;kowicie zasypanych piaskiem, znajduj#261;cych si#281; wewn#261;trz p#322;ytkiego, niewielkiego krateru, gdy#380; pragnie je zbada#263; bli#380;ej. W godzin#281; potem jako#347;#263; odbioru radiowego zacz#281;#322;a si#281; pogarsza#263; wskutek silnych zak#322;#243;ce#324; statycznych. Technicy #322;#261;czno#347;ci przeszli wi#281;c na pasmo kr#243;tszych fal, kt#243;rych odbi#243;r by#322; lepszy. Rych#322;o potem, gdy grzmoty dalekiej burzy przesuwaj#261;cej si#281; na wsch#243;d, to znaczy tam, dok#261;d uda#322;a si#281; ekspedycja, j#281;#322;y cichn#261;#263;, odbi#243;r nagle si#281; urwa#322;. Utrat#281; #322;#261;czno#347;ci poprzedzi#322;o kilkana#347;cie coraz silniejszych fading#243;w; najdziwniejsze by#322;o jednak jednoczesne pogorszenie si#281; odbioru telewizyjnego, kt#243;ry przecie#380;, jako przekazywany przez pozaatmosferycznego satelit#281;, nie by#322; zale#380;ny od stanu jonosfery. O godzinie pierwszej #322;#261;czno#347;#263; usta#322;a ca#322;kowicie. Nikt z technik#243;w, ani nawet z fizyk#243;w, kt#243;rych wezwano na pomoc, nie rozumia#322; tego zjawiska. Wygl#261;da#322;o na to, jak gdyby #347;ciana metalu osun#281;#322;a si#281; gdzie#347; w pustyni, oddzielaj#261;c oddalon#261; o 170 kilometr#243;w grup#281; od „Niezwyci#281;#380;onego”. Rohan, kt#243;ry przez ca#322;y czas nie opuszcza#322; astrogatora, dostrzeg#322; jego niepok#243;j. Jemu samemu wyda#322; on si#281; pocz#261;tkowo nieuzasadniony. S#261;dzi#322;, i#380; by#263; mo#380;e osobliwe w#322;asno#347;ci ekranuj#261;ce przejawia chmura burzowa, kt#243;ra sz#322;a w#322;a#347;nie tam, dok#261;d uda#322;a si#281; ekspedycja. Fizycy jednak zapytani o mo#380;liwo#347;#263; powstania tak grubej warstwy zjonizowanego powietrza wyra#380;ali w#261;tpliwo#347;#263;. Gdy burza ucich#322;a, a #322;#261;czno#347;ci nie uda#322;o si#281; nawi#261;za#263;, oko#322;o sz#243;stej, bezustannie ponawiaj#261;c sygna#322;y, na kt#243;re nie by#322;o odpowiedzi, Horpach wys#322;a#322; dwa aparaty zwiadowcze typu talerzy lataj#261;cych. Jeden z nich lecia#322; kilkaset metr#243;w nad pustyni#261;, drugi za#347; unosi#322; si#281; nad nim na wysoko#347;ci czterech kilometr#243;w, s#322;u#380;#261;c pierwszemu za przeka#378;nik telewizyjny. Rohan, astrogator i Gralew z kilkunastu innymi lud#378;mi, w#347;r#243;d kt#243;rych byli tak#380;e Ballmin i Sax, stali przed g#322;#243;wnym ekranem sterowni, obserwuj#261;c bezpo#347;rednio to wszystko, co by#322;o w zasi#281;gu widzenia pilota pierwszej maszyny. Poza stref#261; kr#281;tych, g#322;#281;bokim cieniem wype#322;nionych w#261;woz#243;w otwiera#322;a si#281; pustynia z jej nie ko#324;cz#261;cymi si#281; szeregami wydm, pr#281;gowanymi teraz czerni#261;, gdy#380; s#322;o#324;ce mia#322;o si#281; w#322;a#347;nie ku zachodowi. W tym sko#347;nym o#347;wietleniu, nadaj#261;cym krajobrazowi wygl#261;d szczeg#243;lnie ponury, z rzadka przep#322;ywa#322;y pod sun#261;c#261; nisko maszyn#261; niewielkie kratery, po brzegi wype#322;nione piaskiem. Niekt#243;re widoczne by#322;y tylko dzi#281;ki centralnemu sto#380;kowi od wiek#243;w wygas#322;ego wulkanu. Teren z wolna si#281; podnosi#322; i stawa#322; coraz bardziej urozmaicony. Spod fal piasku wy#322;ania#322;y si#281; wysokie grz#281;dy skalne, tworz#261;c system #322;a#324;cuch#243;w dziwacznie wyszczerbionych. Samotne maczugi skalne przypomina#322;y kad#322;uby zgruchotanych statk#243;w lub olbrzymie figury. Zbocza znaczy#322;y ostre linie #380;leb#243;w, wype#322;nionych sto#380;kami ospowymi. Wreszcie piaski znikn#281;#322;y na dobre, ust#281;puj#261;c miejsca dzikiej krainie stromych ska#322; i rumowisk. Gdzieniegdzie wi#322;y si#281;, z dala podobne do rzek, rowy tektonicznych p#281;kni#281;#263; planetarnej skorupy. Krajobraz stawa#322; si#281; ksi#281;#380;ycowy, zarazem wyst#261;pi#322;o pierwsze pogorszenie odbioru telewizyjnego pod postaci#261; drga#324; i urywaj#261;cej si#281; synchronizacji obrazu. Wys#322;ano rozkaz zwi#281;kszenia mocy emisyjnej, ale poprawi#322;o to widoczno#347;#263; nie na d#322;ugo. Ska#322;y dot#261;d o barwie bia#322;awej przechodzi#322;y w coraz ciemniejsze. Spi#281;trzone granie, uciekaj#261;ce z pola widzenia, mia#322;y odcie#324; brunatny, z jadowitym, metalicznym po#322;yskiem; tu i #243;wdzie mo#380;na by#322;o dostrzec plamy aksamitnej czerni, jakby tam, na nagim kamieniu, ros#322;y g#281;ste, lecz martwe zaro#347;la. Wtem milcz#261;ca dot#261;d fonia pierwszej maszyny odezwa#322;a si#281;. Pilot krzykn#261;#322;, #380;e s#322;yszy d#378;wi#281;k automatycznych nadajnik#243;w pozycyjnych, w kt#243;re zaopatrzony by#322; czo#322;owy pojazd ekspedycji. Stoj#261;cy w sterowni s#322;yszeli jednak tylko jego g#322;os, s#322;aby i jakby zanikaj#261;cy, kt#243;rym zacz#261;#322; wywo#322;ywa#263; grup#281; Regnara. S#322;o#324;ce sta#322;o ju#380; zupe#322;nie nisko. W jego krwawym #347;wietle ukaza#322;a si#281; na kursie maszyny czarna #347;ciana, sk#322;#281;biona na podobie#324;stwo chmury, si#281;gaj#261;cej od powierzchni ska#322; do tysi#261;ca metr#243;w w g#243;r#281;. Wszystko, co znajdowa#322;o si#281; za ni#261;, by#322;o niewidoczne. Gdyby nie powolny, miarowy ruch k#322;#281;biastych wypi#281;trze#324; tej miejscami atramentowej, miejscami #347;wiec#261;cej metalicznie fioletowym szkar#322;atem czerni, mo#380;na by j#261; wzi#261;#263; za niezwyk#322;#261; formacj#281; g#243;rsk#261;. W poziomych promieniach s#322;o#324;ca otwiera#322;y si#281; w niej pieczary, pe#322;ne niezrozumia#322;ego, momentalnego l#347;nienia, jakby wirowa#322;y w nich zaciekle roje rozb#322;yskuj#261;cych kryszta#322;k#243;w czarnego lodu. W pierwszej chwili patrz#261;cym wyda#322;o si#281;, #380;e chmura sunie naprzeciw lec#261;cej maszyny, ale by#322;o to z#322;udzenie. To tylko lataj#261;cy talerz zbli#380;a#322; si#281; z jednakow#261; szybko#347;ci#261; do osobliwej przeszkody. — TL 4 do bazy. Czy mamy wej#347;#263; nad chmur#281;, odbi#243;r — rozleg#322; si#281; st#322;umiony g#322;os pilota. Po u#322;amku sekundy astrogator odpowiedzia#322;: — Pierwszy do TL 4, zatrzymaj si#281; przed chmur#261;! — TL 4 do bazy, stopuj#281; — odpowiedzia#322; natychmiast pilot i Rohanowi zdawa#322;o si#281;, #380;e w jego s#322;owach brzmia#322;a ulga. Ju#380; ledwo kilkaset metr#243;w dzieli#322;o maszyn#281; od niezwyk#322;ego tworu, uchodz#261;cego na boki w obie strony, jak gdyby si#281;ga#322; horyzont#243;w. Teraz ca#322;y niemal ekran zajmowa#322;a powierzchnia gigantycznego, jakby z w#281;gla powsta#322;ego, niemo#380;liwego, bo pionowego morza. Ruch maszyny wzgl#281;dem niej usta#322;, lecz nagle, nim ktokolwiek zd#261;#380;y#322; si#281; odezwa#263;, ci#281;#380;ko faluj#261;ca masa strzeli#322;a d#322;ugimi, rozwiewaj#261;cymi si#281; s#322;upami, kt#243;re za#263;mi#322;y obraz. R#243;wnocze#347;nie za#322;ama#322; si#281; on, zadrga#322; i znik#322;, przeszyty ratkami s#322;abn#261;cych wy#322;adowa#324;. — TL 4, TL 4! — wywo#322;ywa#322; telegrafista. — Tu m#243;wi TL 8 — odezwa#322; si#281; nagle g#322;os pilota drugiej maszyny, kt#243;ra s#322;u#380;y#322;a dot#261;d tylko jako przeka#378;nik pierwszej. — TL 8 do bazy, czy mam da#263; wizj#281;, odbi#243;r! — Baza do TL 8, daj wizj#281;! Ekran wype#322;ni#322; si#281; chaosem zaciekle wiruj#261;cych, czarnych pr#261;d#243;w. By#322; to ten sam obraz, ale widziany z wysoko#347;ci czterech kilometr#243;w. Wida#263; by#322;o, #380;e chmura spoczywa d#322;ug#261;, jednolit#261; #322;awic#261; wzd#322;u#380; wznosz#261;cego si#281; ramienia g#243;rskiego, jak gdyby broni#322;a do niego dost#281;pu. Powierzchnia jej porusza#322;a si#281; leniwie, niczym zastygaj#261;ca, na po#322;y maziowata substancja, ale pierwszej maszyny, kt#243;r#261; poch#322;on#281;#322;a przed chwil#261;, nie uda#322;o si#281; dostrzec. — Baza do TL 8, czy s#322;yszysz TL 4, odbi#243;r. — TL 8 do bazy, nie s#322;ysz#281;, przechodz#281; na pasma interferencyjne, uwaga, TL 4, tu TL 8, odezwij si#281;, TL 4, TL 4! — s#322;yszeli g#322;os pilota. — TL 4 nie odpowiada, przechodz#281; na pasma przyczerwieni, uwaga TL 4, tu TL 8, odezwij si#281;, TL 4 nie odpowiada, spr#243;buj#281; sondowa#263; chmur#281; radarem… W przyciemnionej sterowni nie s#322;ycha#263; by#322;o nawet ludzkich oddech#243;w. Wszyscy zamarli w wyczekiwaniu. Obraz, pozostawiony sobie, nie zmienia#322; si#281;, skalny grzbiet stercza#322; nad morzem czerni niby wyspa zanurzona w atramentowym oceanie. Wysoko na niebie dogorywa#322;y pierzaste, z#322;otem nasycone ob#322;oki, tarcza s#322;oneczna dotyka#322;a ju#380; widnokr#281;gu, za kilka minut mia#322; zapa#347;#263; mrok. — TL 8 do bazy — odezwa#322; si#281; g#322;os pilota, jakby odmieniony w ci#261;gu kilkunastu sekund, jakie up#322;yn#281;#322;y od jego zamilkni#281;cia. — Radar wykazuje odbicie pe#322;nometaliczne, odbi#243;r! — Baza do TL 8, przerzu#263; obraz radarowy na wizje, odbi#243;r! Ekran pociemnia#322;, zgas#322;, przez chwil#281; jarzy#322; si#281; pustym #347;wiat#322;em, potem sta#322; si#281; zielony, drgaj#261;c od miliardowych roziskrze#324;. — Ta chmura jest z #380;elaza — powiedzia#322;, a raczej westchn#261;#322; kto#347; za plecami Rohana. — Jazon! — krzykn#261;#322; astrogator. — Czy jest tu Jazon?! — Jestem — wysun#261;#322; si#281; nukleonik spo#347;r#243;d stoj#261;cych. — Czy mog#281; to podgrza#263;… ? — spyta#322; spokojnie astrogator, wskazuj#261;c ekran, i wszyscy zrozumieli go. Jazon oci#261;ga#322; si#281; z odpowiedzi#261;. — Nale#380;a#322;oby ostrzec TL 4, #380;eby maksymalnie rozszerzy#322; p#281;cherz pola… — Bez g#322;upstw, Jazon. Nie mam #322;#261;czno#347;ci… — Do czterech tysi#281;cy stopni… z niewielkim ryzykiem… — Dzi#281;kuj#281;, Blaar, mikrofon! Pierwszy do TL 8, gotuj lasery na chmur#281;, ma#322;#261; moc#261;, do bilierga w epicentrum, ogie#324; ci#261;g#322;y wzd#322;u#380; azymutu! — TL 8, ogie#324; ci#261;g#322;y do bilierga — odpowiedzia#322; natychmiast g#322;os pilota. Przez jak#261;#347; sekund#281; nie dzia#322;o si#281; nic. Potem b#322;ys#322;o i centralna, wype#322;niaj#261;ca doln#261; cz#281;#347;#263; ekranu chmura zmieni#322;a barw#281;. Najpierw zacz#281;#322;a si#281; jakby rozmazywa#263;, potem sczerwienia#322;a i zawrza#322;a; powsta#322; tam rodzaj leja o p#322;on#261;cych #347;cianach, w kt#243;re wpada#322;y, jakby by#322;y wsysane, s#261;siednie po#322;acie chmury. Ten ruch usta#322; nagle, chmura rozwar#322;a si#281; ogromnym koliskiem, ukazuj#261;c przez powsta#322;e okno chaotyczne nagromadzenia ska#322;, tylko w powietrzu unosi#322; si#281; jeszcze drobny, czarny py#322;, na kszta#322;t polatuj#261;cego kopciu. — Pierwszy do TL 8, zejd#378; na dystans maksymalnej skuteczno#347;ci ognia! Pilot powt#243;rzy#322; rozkaz. Chmura, okr#261;#380;aj#261;c niespokojnym obwa#322;owaniem utworzony rozryw, usi#322;owa#322;a go wype#322;ni#263;, lecz za ka#380;dym razem, kiedy wysuwaj#261;ce si#281; wypustki obejmowa#322; rozb#322;ysk #380;aru, wci#261;ga#322;a je z powrotem. Trwa#322;o to kilka minut. Sytuacja nie mog#322;a si#281; przed#322;u#380;a#263;. Astrogator nie #347;mia#322; uderzy#263; w chmur#281; ca#322;#261; moc#261; miotacza, albowiem gdzie#347; w jej g#322;#281;bi znajdowa#322; si#281; drugi pojazd. Rohan domy#347;la#322; si#281;, na co liczy#322; Horpach: mia#322; nadziej#281;, #380;e tamta maszyna wydostanie si#281; w obr#281;b oczyszczonej przestrzeni. Ale wci#261;#380; nie by#322;o jej wida#263;. TL 8 wisia#322; teraz prawie nieruchomo, ra#380;#261;c o#347;lepiaj#261;cymi sztychami laser#243;w skot#322;owane obrze#380;a czarnego kr#281;gu. Niebo nad nim by#322;o jeszcze do#347;#263; jasne, lecz ska#322;y pod maszyn#261; zaci#261;ga#322; powoli przyb#243;r cienia. S#322;o#324;ce zachodzi#322;o. Raptem zg#281;szczaj#261;cy si#281; w dolinie mrok za#322;opota#322; w niesamowitym blasku. Czerwonawy i brudny, jak gard#322;o wulkanu widzianego przez k#322;#261;b eksplozji, okry#322; drgaj#261;cym ca#322;unem ca#322;e pole widzenia. Wida#263; by#322;o teraz tylko zlewaj#261;ce si#281; w jedno ciemno#347;ci, w kt#243;rych g#322;#281;bi wrza#322; i parska#322; ogie#324;. To substancja chmury, czymkolwiek by#322;a, atakowa#322;a pierwsz#261;, poch#322;oni#281;t#261; maszyn#281; i spala#322;a si#281; straszliwym #380;arem w otaczaj#261;cej j#261; si#322;owej os#322;onie. Rohan spojrza#322; na astrogatora, kt#243;ry sta#322; jak martwy, z twarz#261; bez wyrazu, oblan#261; chwiejnym odblaskiem #322;uny. Czarne kot#322;owanie i pa#322;aj#261;cy w jego g#322;#281;bi, tylko chwilami krzaczasto t#281;#380;ej#261;cy po#380;ar zajmowa#322;y centrum ekranu. W oddali wida#263; by#322;o wysoki szczyt skalny, oblany szkar#322;atem, ca#322;y w zimnej czerwieni tego ostatniego #347;wiat#322;a, w tej chwili niewymownie ziemskiego. Tym bardziej niewiarygodne by#322;o widowisko dziej#261;ce si#281; wewn#261;trz chmur. Rohan czeka#322;; twarz astrogatora nie wyra#380;a#322;a nic. Ale musia#322; powzi#261;#263; decyzj#281;: albo rozkaza#263; g#243;rnej maszynie, aby posz#322;a na pomoc tamtej, albo pozostawiaj#261;c j#261; swemu losowi, nakaza#263; zwiadowcy dalszy lot na p#243;#322;nocny wsch#243;d. Nagle sta#322;o si#281; co#347; niespodziewanego. Czy pilot dolnej zamkni#281;tej w chmurze maszyny straci#322; g#322;ow#281;, czy te#380; nast#261;pi#322;a na jej pok#322;adzie jaka#347; awaria, do#347;#263; #380;e czarn#261; kipiel przestrzeli#322; b#322;ysk, kt#243;rego centrum jarzy#322;o si#281; o#347;lepiaj#261;co, i d#322;ugie smugi rozwianej wybuchem chmury buchn#281;#322;y na wszystkie strony, a fala udarowa by#322;a tak pot#281;#380;na, #380;e ca#322;y obraz zako#322;ysa#322; si#281; zgodnie z susami, w jakie podmuch wprawi#322; TL 8. Potem czer#324; wr#243;ci#322;a, skupi#322;a si#281;, i opr#243;cz niej nie by#322;o ju#380; nic. Astrogator pochyli#322; si#281; i powiedzia#322; co#347; do telegrafisty przy mikrofonach tak cicho, #380;e Rohana nie dosz#322;y jego s#322;owa; ale #243;w powt#243;rzy#322; je natychmiast, prawie krzycz#261;c: — Gotuj antyprony! Pe#322;n#261; moc#261;, na chmur#281;, ogie#324; ci#261;g#322;y! Pilot powt#243;rzy#322; rozkaz. Wtem jeden z technik#243;w, #347;ledz#261;cych boczny ekran, kt#243;ry ukazywa#322; wszystko, co dzia#322;o si#281; za maszyn#261;, zawo#322;a#322;: — Uwaga! TL 8! W g#243;r#281;! W g#243;r#281;! W g#243;r#281;!!! Z wolnej dot#261;d przestrzeni zachodu nadlatywa#322; z chy#380;o#347;ci#261; orkanu wiruj#261;cy, czarny ob#322;ok. Przez mgnienie stanowi#322; jeszcze boczn#261; cz#281;#347;#263; chmury, lecz oderwa#322; si#281; od niej i smu#380;#261;c za sob#261; wyci#261;gni#281;tymi gwa#322;townym p#281;dem odnogami, wzbija#322; si#281; stromo. Pilot, kt#243;ry dostrzeg#322; to zjawisko na u#322;amek sekundy przed ostrze#380;eniem, poszed#322; pionow#261; #347;wiec#261;, zdobywaj#261;c wysoko#347;#263;, ale chmura goni#322;a go, bij#261;c czarnymi s#322;upami w niebo. Przenosi#322; ogie#324; z jednych s#322;up#243;w na drugie, trafiony czo#322;owo, najbli#380;szy, czarny k#322;#261;b rozdwoi#322; si#281;, #347;ciemnia#322;. Nagle ca#322;y obraz zacz#261;#322; drga#263;. W owym momencie, kiedy cz#281;#347;#263; chmury wchodzi#322;a ju#380; w stref#281; wys#322;anych fal radiowych, nadszarpuj#261;c #322;#261;czno#347;#263; maszyny z baz#261;, pilot prawdopodobnie po raz pierwszy u#380;y#322; miotacza antymaterii. Ca#322;a atmosfera planety, trafiona, obr#243;ci#322;a si#281; w jedno morze ognia; purpurowy brzask zachodu znik#322; jak zdmuchni#281;ty, poprzez zygzaki zak#322;#243;ce#324; majaczy#322;a jeszcze chwil#281; chmura i dymi#261;ce nad ni#261; s#322;upy, kt#243;re biela#322;y, puchn#261;c, gdy drugi, jeszcze straszniejszy wybuch roztoczy#322; swoje roz#380;arzone ogniospady nad nikn#261;c#261; w k#322;#281;bach pary i gaz#243;w gmatwanin#261; ska#322;. Ale to by#322;a ostatnia rzecz, jak#261; zobaczyli, bo w nast#281;pnej sekundzie ca#322;y obraz rozedrga#322; si#281;, przeszy#322;y go iskry wy#322;adowa#324; i znik#322;. Tylko pusty, bia#322;y ekran jarzy#322; si#281; w przyciemnionej sterowni, o#347;wietlaj#261;c #347;miertelnie blade twarze wpatrzonych we#324; ludzi. Horpach kaza#322; radiotelegrafistom wywo#322;a#263; obie maszyny, a sam przeszed#322; z Rohanem, Jazonem i pozosta#322;ymi do s#261;siedniej kajuty nawigacyjnej. — Czym jest, waszym zdaniem, ta chmura? — spyta#322; bez #380;adnego wst#281;pu. — Sk#322;ada si#281; z cz#261;stek metalicznych. Rodzaj zawiesiny sterowanej zdalnie z jednolitym centrum — powiedzia#322; Jazon. — Gaarb? — Ja te#380; tak my#347;l#281;. — Czy s#261; jakie#347; propozycje? Nie? Tym lepiej. GI, kt#243;ry superkopter jest w lepszej kondycji, nasz czy wzi#281;ty z „Kondora”? — Oba s#261; sprawne, astrogatorze. Ale osobi#347;cie stawia#322;bym raczej na nasz. — Dobrze. Rohan, pan chcia#322;, je#347;li si#281; nie myl#281;, wyj#347;#263; spod si#322;owego parasola… B#281;dzie pan mia#322; okazj#281;. Dostanie pan osiemnastu ludzi, podw#243;jny komplet automat#243;w, obwodowe lasery i antyprony… czy mamy co#347; jeszcze?… (Nikt nie odpowiedzia#322;). — No tak, na razie niczego doskonalszego nad antymateri#281; nie wynaleziono… Wystartuje pan o 4.31, to jest o wschodzie s#322;o#324;ca, i spr#243;buje znale#378;#263; ten krater na PN-W, o kt#243;rym m#243;wi#322; Regnar w ostatnim doniesieniu. Tam wyl#261;duje pan w otwartym polu si#322;owym. Po drodze prosz#281; razi#263; wszystko na maksymalny dystans. #379;adnych oszcz#281;dno#347;ci mocy ra#380;enia. Je#347;li pan straci #322;#261;czno#347;#263; ze mn#261;, prosz#281; robi#263; swoje dalej. Gdy znajdzie pan ten krater, prosz#281; l#261;dowa#263;, ale ostro#380;nie, #380;eby nie usi#261;#347;#263; na ludziach… przypuszczam, #380;e s#261; gdzie#347; w tej okolicy… Wskaza#322; na mapie, kt#243;ra zajmowa#322;a ca#322;#261; #347;cian#281;, punkt. — W tym czerwono zakreskowanym obszarze. Jest to tylko szkic, ale nic lepszego nie mam. — Co mam robi#263; po wyl#261;dowaniu, panie astrogatorze? Czy mam ich szuka#263;? — Pozostawiam to pana uznaniu. Prosz#281; pami#281;ta#263; tylko O jednym: #380;adnych cel#243;w nie wolno panu razi#263; ju#380; w odleg#322;o#347;ci 50 kilometr#243;w od tego miejsca, bo na dole mog#261; by#263; nasi ludzie. — #379;adnych cel#243;w naziemnych? — W og#243;le #380;adnych. Do tej granicy — jednym ruchem astrogator przedzieli#322; obszar, ukazywany przez map#281;, na dwie cz#281;#347;ci — mo#380;e pan u#380;ywa#263; w#322;asnych #347;rodk#243;w niszcz#261;cych zaczepnie. Od tej linii wolno panu si#281; broni#263; tylko polem si#322;owym. Jazon! Ile mo#380;e wytrzyma#263; pole superkoptera? — Nawet milion atmosfer na centymetr kwadratowy. — Co to znaczy „nawet”? Czy pan mi chce to sprzeda#263;? Pytam, ile. Pi#281;#263; milion#243;w? Dwadzie#347;cia? Horpach m#243;wi#322; to wszystko z ca#322;kowitym spokojem; takiego usposobienia dow#243;dcy w#322;a#347;nie najbardziej si#281; obawiano na pok#322;adzie. Jazon odchrz#261;kn#261;#322;. — Pole by#322;o wypr#243;bowane na dwa i p#243;#322;… — To co innego. S#322;yszy pan, Rohan? Je#380;eli chmura #347;ci#347;nie pana do tej granicy, prosz#281; ucieka#263;. Najlepiej w g#243;r#281;. Zreszt#261; wszystkiego nie przepowiem panu… — spojrza#322; na zegarek. — Za osiem godzin od chwili startu b#281;d#281; pana wywo#322;ywa#322; na wszystkich pasmach. Je#347;li to nie da rezultatu, spr#243;bujemy nawi#261;za#263; #322;#261;czno#347;#263; albo satelitami troja#324;skimi, albo optycznie. B#281;dziemy laserowa#263; morsem. Nie s#322;ysza#322;em jeszcze, by i to nie da#322;o rezultatu. Ale pr#243;bujmy przewidzie#263; wi#281;cej od tego, co#347;my s#322;yszeli. Je#347;li i lasery nie wypal#261;, po dalszych trzech godzinach wystartuje pan i wr#243;ci. Je#347;li mnie nie b#281;dzie… — Pan ma zamiar wystartowa#263;? — Niech mi pan nie przerywa, Rohan. Nie. Nie mam zamiaru startowa#263;, ale nie wszystko zale#380;y od nas. Je#380;eli mnie tu nie b#281;dzie, prosz#281; wej#347;#263; na oko#322;oplanetarn#261; orbit#281;. Robi#322; pan to ju#380; superkopterem? — Tak jest, dwa razy, na delcie Liry. — Dobrze. Wie pan zatem, #380;e to troch#281; skomplikowane, ale zupe#322;nie mo#380;liwe. Orbita musi by#263; stacjonarna; jej dok#322;adne dane poda panu przed startem Stroem. Na tej orbicie b#281;dzie pan mnie czeka#322; przez trzydzie#347;ci sze#347;#263; godzin. Je#380;eli nie dam o sobie zna#263; w tym czasie, powr#243;ci pan na planet#281;. Poleci pan do „Kondora” i spr#243;buje go uruchomi#263;. Wiem, jak to wygl#261;da. Niemniej jednak nic innego nie b#281;dzie pan mia#322; na widoku. Je#347;li dokona pan tej sztuki, prosz#281; wr#243;ci#263; do bazy „Kondorem” i przedstawi#263; sprawozdanie z wypadk#243;w. Czy ma pan jeszcze jakie#347; pytania? — Tak. Czy mog#281; pr#243;bowa#263; nawi#261;zania kontaktu z tymi… tym o#347;rodkiem, kt#243;ry kieruje chmur#261;, w wypadku je#347;liby mi si#281; uda#322;o go odkry#263;? — I to pozostawiam do pa#324;skiego uznania. W ka#380;dym razie ryzyko musi pozosta#263; w rozs#261;dnych granicach. Nie wiem naturalnie nic, ale wygl#261;da mi na to, #380;e ten o#347;rodek dyspozycyjny nie znajduje si#281; na powierzchni planety. Poza tym jego istnienie wydaje mi si#281; w og#243;le problematyczne… — Jak pan to rozumie? — Mamy przecie#380; sta#322;y nas#322;uch radiowy na ca#322;ym widmie elektromagnetycznym. Gdyby ktokolwiek sterowa#322; t#261; chmur#261; za pomoc#261; promieni, zarejestrowaliby#347;my odpowiednie sygna#322;y. — Ten o#347;rodek m#243;g#322; znajdowa#263; si#281; w samej chmurze… — Mo#380;liwe. Nie wiem. Jazon, czy mo#380;liwe jest, by istnia#322;y jakie#347; sposoby zdalnej #322;#261;czno#347;ci, niezale#380;ne od elektromagnetycznych? — Pyta pan o moje zdanie? Nie. Nie ma takich sposob#243;w. — O pana zdanie? A o co innego m#243;g#322;bym pyta#263;? — To, co wiem, nie jest r#243;wnoznaczne z tym, co istnieje. Co mo#380;e istnie#263;. My takich sposob#243;w nie znamy. To wszystko. — Telepatia… — zauwa#380;y#322; kto#347; stoj#261;cy z ty#322;u. — Na ten temat nie mam nic do powiedzenia — sucho rzuci#322; Jazon. — W ka#380;dym razie w obr#281;bie poznanego Kosmosu niczego podobnego nie odkryto. — Panowie, nie mo#380;emy traci#263; czasu na ja#322;ow#261; dyskusj#281;. Niech pan bierze swoich ludzi, Rohan, i przygotuje superkopter. Dane ekliptyczne orbity wr#281;czy panu za godzin#281; Stroem. Kolego Stroem, prosz#281; obliczy#263; trwa#322;#261; orbit#281;, z pi#281;ciotysi#281;cznym apogeum. — Tak, panie astrogatorze. Astrogator uchyli#322; drzwi sterowni. — Terner, jak tam? Nic? — Nic, panie astrogatorze. To znaczy trzaski. Du#380;o statycznych, ale nic wi#281;cej. — #379;adnych #347;lad#243;w emisyjnego spektrum? — #379;adnych #347;lad#243;w… To znaczy, #380;e #380;adna z lataj#261;cych maszyn nie u#380;ywa ju#380; swej broni — #380;e przesta#322;y walczy#263; — pomy#347;la#322; Rohan. Gdyby prowadzi#322;y akcj#281; ogniem laser#243;w, a cho#263;by tylko miotaczami indukcyjnymi, czujniki „Niezwyci#281;#380;onego” wykry#322;yby to na odleg#322;o#347;#263; kilkuset kilometr#243;w. Rohan zbyt by#322; zafascynowany dramatyczn#261; sytuacj#261;, aby niepokoi#263; si#281; zadaniem, jakie otrzyma#322; od astrogatora. Nie mia#322;by na to zreszt#261; czasu. Nocy tej Rohan nie zmru#380;y#322; oka. Trzeba by#322;o sprawdzi#263; wszystkie instalacje koptera, obci#261;#380;y#263; go dodatkowymi tonami paliwa, za#322;adowa#263; zapasy i bro#324;, tak #380;e ledwo zd#261;#380;yli na wyznaczon#261; godzin#281;. Siedemdziesi#281;ciotonowa, dwupi#281;trowa maszyna wznios#322;a si#281; w powietrze, wzbijaj#261;c chmury piasku, i ruszy#322;a prosto na p#243;#322;nocny wsch#243;d, kiedy r#261;bek czerwonej tarczy s#322;onecznej wyjrza#322; zza horyzontu. Zaraz po starcie Rohan wszed#322; na pi#281;tna#347;cie kilometr#243;w; w obr#281;bie stratosfery m#243;g#322; rozwin#261;#263; maksymaln#261; szybko#347;#263;, poza tym mniej by#322;o prawdopodobne spotkanie tam czarnej chmury. Tak przynajmniej s#261;dzi#322;. Mo#380;e mia#322; s#322;uszno#347;#263;, a mo#380;e by#322; to tylko szcz#281;#347;liwy przypadek, do#347;#263; #380;e po niespe#322;na godzinie l#261;dowali w sko#347;nym s#322;o#324;cu wewn#261;trz zasypanego krateru, kt#243;rego dno pokrywa#322;y jeszcze mroki. Zanim bij#261;ce w d#243;#322; s#322;upy gor#261;cych gaz#243;w wyrzuci#322;y w powietrze kurzaw#281; piasku, operatorzy wizji zaalarmowali kabin#281; nawigacyjn#261; meldunkiem, #380;e w p#243;#322;nocnej cz#281;#347;ci krateru dostrzegaj#261; co#347; podejrzanego. Ci#281;#380;ka machina lataj#261;ca zatrzyma#322;a si#281;, dr#380;#261;c lekko, jak na niewidzialnej, naci#261;gaj#261;cej si#281; spr#281;#380;ynie, i z wysoko#347;ci pi#281;ciuset metr#243;w dokonano szczeg#243;#322;owej obserwacji tego miejsca. Na popielatorudym tle widnia#322;y na ekranie powi#281;kszalnika drobniutkie prostok#261;ty, roz#322;o#380;one z geometryczn#261; dok#322;adno#347;ci#261; wok#243;#322; wi#281;kszego, stalowoszarego. R#243;wnocze#347;nie z Gaarbem i Ballminem, kt#243;rzy byli z nim u ster#243;w, Rohan rozpozna#322; pojazdy ekspedycji Regnara. Nie zwlekaj#261;c, wyl#261;dowali niezbyt daleko, z zachowaniem wszelkich #347;rodk#243;w ostro#380;no#347;ci. Teleskopowe „nogi” koptera nie przesta#322;y jeszcze pracowa#263;, uginaj#261;c si#281; w miarowych przysiadach, gdy wyrzucili trap i wys#322;ali dwie maszyny zwiadowcze, os#322;aniane ruchomym polem si#322;owym. Wn#281;trze krateru przypomina#322;o p#322;ask#261; mis#281; o wyszczerbionych brzegach. Centralny sto#380;ek wulkaniczny pokrywa#322;a czarnobrunatna skorupa lawy. Przebycie p#243;#322;tora kilometra — tyle mniej wi#281;cej wynosi#322;a odleg#322;o#347;#263; — zaj#281;#322;o ruchomemu zwiadowi kilka minut. #321;#261;czno#347;#263; radiowa by#322;a doskona#322;a. Rohan rozmawia#322; z Gaarbem, kt#243;ry znajdowa#322; si#281; w czo#322;owym transporterze. — Wzniesienie ko#324;czy si#281;, zaraz ich zobaczymy — kilka razy powt#243;rzy#322; Gaarb. Po chwili krzykn#261;#322;: — S#261;! Widz#281; ich!!! — I spokojniej: — Zdaje si#281;, #380;e wszystko w porz#261;dku. Raz, dwa, trzy, cztery — wszystkie maszyny na miejscach — ale dlaczego stoj#261; w s#322;o#324;cu? — A ludzie? Widzi ich pan? — dopytywa#322; si#281; Rohan, stoj#261;c ze zmru#380;onymi oczami nad mikrofonem. — Tak. Co#347; si#281; tam rusza… to dw#243;ch ludzi… o, jeszcze jeden… i kto#347; le#380;y w cieniu… widz#281; ich, Rohan! G#322;os jego oddali#322; si#281;. Rohan s#322;ysza#322;, jak m#243;wi co#347; do swego kierowcy. Rozleg#322; si#281; t#281;py odg#322;os, #347;wiadcz#261;cy, #380;e wystrzelono flar#281; dymn#261;. G#322;os Gaarba powr#243;ci#322;: — Pozdrawiamy ich… dym zwia#322;o troch#281; w inn#261; stron#281;… zaraz si#281; rozp#322;ynie… Jarg… co tam? Co! Jak to… hej! wy tam! Krzyk jego wype#322;ni#322; naraz ca#322;#261; kabin#281; i urwa#322; si#281;. Rohan rozr#243;#380;nia#322; milkn#261;ce odg#322;osy motor#243;w, kt#243;re ucich#322;y, s#322;ycha#263; by#322;o biegn#261;ce kroki, jakie#347; niewyra#378;ne, odleg#322;o#347;ci#261; t#322;umione nawo#322;ywania, jeden i drugi okrzyk, potem zaleg#322;a cisza. — Halo! Gaarb! Gaarb! — powtarza#322; zdr#281;twia#322;ymi wargami. Kroki na piasku zbli#380;a#322;y si#281;, w g#322;o#347;niku zaskrzypia#322;o. — Rohan! — rozleg#322; si#281; zmieniony, zdyszany g#322;os Gaarba. — Rohan! To samo, co z Kertelenem! Bezprzytomni, nie poznaj#261; nas, nic nie m#243;wi#261;… Rohan, s#322;yszy mnie pan?! — S#322;ysz#281;… wszyscy tak samo… ? — Zdaje si#281;… nie wiem jeszcze, Jarg i Terner chodz#261; od jednego do drugiego. — Jak to, a pole… ? — Pole wy#322;#261;czone. Nie ma go. Nie wiem. Widocznie wy#322;#261;czyli. — Jakie#347; #347;lady walki? — Nie, nic. Maszyny stoj#261; — wszystkie ca#322;e, nie uszkodzone — a oni le#380;#261;, siedz#261;, mo#380;na nimi potrz#261;sa#263; — co? Co tam?! Rohana dobieg#322; niewyra#378;ny odg#322;os, przerywany przeci#261;g#322;ym skomleniem. Zacisn#261;#322; szcz#281;ki, ale nie m#243;g#322; opanowa#263; mdl#261;cego uczucia, kt#243;re kurczy#322;o mu wn#281;trzno#347;ci. — Mocne nieba, to Gralew! — rozleg#322; si#281; krzyk Gaarba. — Gralew! Cz#322;owieku! Nie poznajesz mnie?! Jego oddech, powi#281;kszony, wype#322;ni#322; nagle ca#322;#261; kabin#281;. — On te#380;… — wydysza#322;. Milcza#322; chwil#281;, jakby zbiera#322; si#322;y. — Rohan… nie wiem, czy sami damy rad#281;… Trzeba ich wszystkich st#261;d zabra#263;. Niech pan przy#347;le wi#281;cej ludzi. — Natychmiast. Po godzinie koszmarny poch#243;d zatrzyma#322; si#281; pod metalowym kad#322;ubem superkoptera. Z dwudziestu dw#243;ch ludzi, kt#243;rzy wyruszyli w drog#281;, pozosta#322;o tylko osiemnastu; los czterech nie by#322; znany. Wi#281;kszo#347;#263; da#322;a si#281; przywie#378;#263; dobrowolnie, bez oporu; ale pi#281;ciu trzeba by#322;o bra#263; przemoc#261;, bo nie chcieli opu#347;ci#263; miejsca, w kt#243;rym ich znaleziono. Pi#281;#263; par noszy pow#281;drowa#322;o do zaimprowizowanego szpitala na dolnym pok#322;adzie koptera. Pozosta#322;ych trzynastu m#281;#380;czyzn, sprawiaj#261;cych okropne wra#380;enie maskowatym wyrazem twarzy, wprowadzono do oddzielnego pomieszczenia, gdzie dali si#281; bez sprzeciwu u#322;o#380;y#263; na kojach. Trzeba by#322;o ich rozbiera#263;, #347;ci#261;ga#263; im buty, byli bowiem bezradni jak niemowl#281;ta. Rohan, niemy #347;wiadek tej sceny, stoj#261;c w przej#347;ciu mi#281;dzy szeregami pos#322;a#324;, zauwa#380;y#322;, #380;e podczas gdy wi#281;kszo#347;#263; odnalezionych zachowuje bierny spok#243;j, nieliczni ci, kt#243;rych przysz#322;o sprowadzi#263; si#322;#261; — zawodz#261; i p#322;acz#261; niesamowitymi g#322;osami. Zostawi#322; wszystkich pod opiek#261; lekarza, a sam wys#322;a#322; na poszukiwanie zaginionych ca#322;y sprz#281;t, jakim dysponowa#322;. Sprz#281;tu mia#322; teraz sporo, poniewa#380; uruchomi#322; i obsadzi#322; w#322;asnymi lud#378;mi porzucone maszyny. Wys#322;a#322; w#322;a#347;nie ostatni patrol, kiedy informator wezwa#322; go do kabiny; mieli #322;#261;czno#347;#263; z „Niezwyci#281;#380;onym”. Nie zdziwi#322; si#281; nawet, #380;e to si#281; uda#322;o. Niczemu ju#380; jak gdyby nie by#322; zdolny si#281; dziwi#263;. Przekaza#322; zwi#281;#378;le Horpachowi relacj#281; o wszystkim, co zasz#322;o. — Jakich ludzi brakuje? — chcia#322; wiedzie#263; astrogator. — Samego Regnara, Bennigsena, Korotki i Meada. — Co z samolotami? — spyta#322; ze swej strony Rohan. — Nie mam #380;adnej wiadomo#347;ci. — A chmura? — Wys#322;a#322;em rano tr#243;jkowy patrol. Wr#243;ci#322; przed godzin#261;. Nie ma tam ani #347;ladu chmury. — Nic? W og#243;le nic? — Nic. — Ani samolot#243;w? — Nic. |
|
© 2025 Библиотека RealLib.org
(support [a t] reallib.org) |