"Arkadij i Borys Strugaccy. Pora Deszczyw (польск.) " - читать интересную книгу автора - Dawno? - niedbale zapytaі Wiktor.
- Jakoњ tak okoіo piNotej. WziЄіa skrzynkЄ koniaku; Roscheper wciNoї bankietuje, nijak nie moїe przesta¦. Goni personel po koniak, nalana morda. Poseі do parlamentu... Ty siЄ o niNo nie boisz? Wiktor wzruszyі ramionami. Nagle zobaczyі DianЄ obok siebie. Pojawiіa siЄ przy barze w mokrym pіaszczu deszczowym z odrzuconym kapturem, nie patrzyіa w stronЄ Wiktora, widziaі tylko jej profil i myњlaі, їe ze wszystkich kobiet, ktгre znaі do tej pory, ta jest najpiЄkniejsza i їe juї nigdy wiЄcej nie bЄdzie takiej miaі. Diana staіa oparta o ladЄ baru i twarz miaіa bardzo bladNo i bardzo obojЄtnNo i byіa najpiЄkniejsza - wszystko w niej byіo piЄkne. Zawsze. I kiedy pіakaіa, i kiedy siЄ њmiaіa, kiedy siЄ zіoњciіa, kiedy byіo jej wszystko jedno, i nawet wtedy, kiedy marzіa a juї szczegгlnie - kiedy na niNo nachodziіo.. . Ale siЄ zalaіem, pomyњlaі Wiktor i pewnie jedzie ode mnie co najmniej jak od R. Kwadrygi. WydNoі dolnNo wargЄ i chuchnNoі sobie pod nos. Nic nie poczuі. - Drogi sNo mokre, њliskie - mгwiі Teddy. - Mgіa... A poza tym powiadam ci, ten Roscheper - to na pewno dziwkarz, stary cap. - Roscheper jest impotentem - powiedziaі Wiktor nTachinalnie przeіykajNoc wгdkЄ. - Ona ci tak powiedziaіa? - Przestaб Teddy - powiedziaі Wiktor. - Odczep siЄ. Teddy popatrzyі na niego uwaїnie, potem westchnNoі, odchrzNoknNoі, przysiadі na piЄtach, poszukaі czegoњ pod ladNo i postawiі przed Wiktorem buteleczkЄ z amoniakiem i napoczЄtNo paczkЄ herbaty. Wiktor spojrzaі na zegarek a potem przyglNodaі siЄ, jak Teddy niespiesznie bierze czystNo rгwnie niespiesznie miesza szklanNo paіeczkNo. Potem podsunNoі szklankЄ Wiktorowi. Wiktor wypiі, powstrzymaі oddech i skrzywiі siЄ. Ostro obrzydliwy i obrzydliwie ostry powiew amoniaku uderzyі w mгzg i rozlaі siЄ gdzieњ za gaіkami oczu. Wiktor wciNognNoі nosem powietrze, ktгre nagle staіo siЄ zimne nie do zniesienia i zanurzyі palce w paczce z herbatNo... - Dobra, Teddy - powiedziaі. - DziЄkujЄ. Zapisz na mгj rachunek co tam trzeba. Tamci powiedzNo co trzeba. IdЄ. Starannie przeїuwajNoc listki herbaty wrгciі do swojego stolika. Mіody mЄїczyzna w okularach ze swoim dіugim wspгіtowarzyszem spiesznie pochіaniali kolacjЄ. Staіa przed nimi jedna jedyna butelka - z miejscowNo wodNo mineralnNo. Pawor i Golem zrobili sobie wolne miejsce na obrusie i grali w koњci, a doktor R. Kwadryga objNoі rozczochranNo gіowЄ rЄkami i monotonnie mamrotaі: "Legia Wolnoњci opokNo prezydenta". Mozaika... "W szczЄњliwym dniu imienin waszej ekscelencji"..., "Prezydent - ojcem naszych dzieci". Portret - alegoria... - IdЄ - powiedziaі Wiktor. - Szkoda - powiedziaі Golem. - Ale їyczЄ szczЄњcia. - Pozdrowienia dla Roschepera - powiedziaі Pawor puszczajNoc perskie oko. - "Poseі do parlamentu Roscheper Nant" - oїywiі siЄ R. Kwadryga. - Portret. Niedrogo. Do pasa. Wiktor wziNoі swojNo zapalniczkЄ, paczkЄ papierosгw i poszedі do wyjњcia. Za jego plecami doktor R. Kwadryga jasnym gіosem, oњwiadczyі: "Uwaїam panowie їe czas, abyњmy siЄ poznali. Jestem Rem Kwadryga doktor honoris causa, ale na przykіad pana |
|
|