"Arkadij i Borys Strugaccy. Pora Deszczyw (польск.) " - читать интересную книгу автора

gdzie jest wejњcie do restauracji. Postanowiіem siЄ nie wtrNoca¦, poniewaї
on nikomu nie wierzy i rwie siЄ do bicia... O jakich szafach mowa?
Byі suchy, elegancki, odњwieїony, pachniaі wodNo koloбskNo.
- Mгwimy o przyszіoњci - odpowiedziaі Golem,
- Jaki sens ma mгwienie o przyszіoњci? - zapytaі Pawor. - O przyszіoњci
siЄ nie mгwi, przyszіoњ¦ siЄ tworzy. Oto kieliszek koniaku. Jest peіny.
SprawiЄ, їe bЄdzie pusty. O tak. Pewien mNodry czіowiek powiedziaі, їe
przyszіoњci nie sposгb przewidzie¦, ale moїna jNo wynaleџ¦.
- Inny mNodry czіowiek powiedziaі - zauwaїyі Wiktor - їe przyszіoњci w
ogгle nie ma, jest tylko teraџniejszoњ¦.
- Nie lubiЄ klasycznej filozofii - powiedziaі Pawor. - Ci ludzie nic
nie umieli i niczego nie chcieli. Po prostu lubili filozofowa¦ jak Golem -
pi¦. Przyszіoњ¦ - to dokіadnie unieszkodliwiona teraџniejszoњ¦.
- Zawsze mam dziwne uczucie - powiedziaі Golem - kiedy w mojej
obecnoњci cywil rozumuje jak wojskowy.
- Wojskowi w ogгle nie rozumujNo - zaoponowaі Pawor. - Wojskowi majNo
wyіNocznie odruchy i niewielkie emocje.
- WiЄkszoњ¦ cywilгw rгwnieї - powiedziaі Wiktor macajNoc kark.
- Teraz nikt nie ma czasu na rozmyњlania - powiedziaі Pawor. - Ani
cywile, ani wojskowi. Teraz trzeba umie¦ szybko zakrЄci¦ siЄ koіo swoich
spraw. Jeїeli interesuje ciЄ przyszіoњ¦, musisz tworzy¦ jNo szybko, z
marszu, odpowiednio do odruchгw i emocji.
- Do diabіa z twгrcami i wynalazcami - oњwiadczyі Wiktor. Czuі siЄ
pijany i wesoіy. Wszystko byіo na swoim miejscu. Nie chciaіo mu siЄ nigdzie
iњ¦, chciaі siedzie¦ tu w tej pustej przyciemnionej sali, jeszcze nie
caіkiem zdewastowanej, ale juї z zaciekami na њcianach, z rozchwierutanNo
podіogNo, z kuchennymi zapachami - szczegгlnie, jeњli pamiЄta¦ o tym, їe na
zewnNotrz na caіym њwiecie pada deszcz, na kocie іby jezdni - deszcz, na
strome dachy - deszcz, deszcz zalewa gгry i rгwniny, kiedyњ tam wszystko
rozmyje, ale bЄdzie to jeszcze nieprЄdko. Tak mili moi, jak dawno przeminЄіy
te czasy, kiedy przyszіoњ¦ byіa replikNo teraџniejszoњci i teraz nie sposгb
siЄ zorientowa¦, gdzie co jest.
- Zgwaіcony przez mokrzaka! - powiedziaі Pawor ze zіoњliwNo
satysfakcjNo.
W drzwiach restauracji pojawiі siЄ doktor R. Kwadryga. Staі kilka
sekund, uwaїnym i ciЄїkim wzrokiem przyglNodajNoc siЄ szeregom pustych
stolikгw, nastЄpnie twarz mu siЄ rozjaњniіa, gwaіtownie zatoczyі siЄ do
przodu i ruszyі na swoje miejsce.
- Dlaczego nazywa ich pan mokrzakami? - zapytaі Wiktor. - Co to -
zrobili siЄ mokrzy od deszczu?
- A dlaczego nie? - powiedziaі Pawor. - Jak ich, paбskim zdaniem, mamy
nazywa¦?
- Okularnikami - powiedziaі Wiktor. - Stara, dobra nazwa. Od stuleci
nazywaliњmy ich okularnikami.
Zbliїaі siЄ doktor R. Kwadryga. Przгd ubrania miaі caіkiem mokry,
najwidoczniej zmywano go nad umywalkNo. WyglNodaі na czіowieka
rozczarowanego i zmЄczonego.
- Diabli wiedzNo, co to takiego - powiedziaі zrzЄdliwie jeszcze z
daleka. - Nigdy dotNod coњ takiego mi siЄ nie wydarzyіo - nie ma wejњcia!
Gdzie spojrzysz - wszЄdzie same okna... Obawiam siЄ, їe kazaіem panom na