"Arkadij i Borys Strugaccy. Piknik na Skraju Drogi " - читать интересную книгу автора

manierkЄ z powrotem. Bez tego nie potrafiЄ. Ktгry to juї raz idЄ do Strefy,
a bez tego nie mogЄ. Tamci dwaj patrz± na mnie, czekaj±.
- A wiЄc tak - mгwiЄ. - Wam nie proponujЄ, dlatego їe idziemy razem
pierwszy raz i nie wiem, jak na was dziaіa alkohol. Regulamin bЄdzie taki:
wszystko, co powiem, wykonywa¦ natychmiast i bez gadania. Jeїeli kto¶ zagapi
siЄ albo zacznie jakie¶ tam pytania zadawa¦ - bЄdЄ praі czym popadnie, za co
z gгry przepraszam, na przykіad tobie, panie Tender, powiem: staб na rЄkach
i idј naprzгd. I w tejїe chwili pan Tender musi zadrze¦ swoj± ciЄїk± dupЄ do
gгry i robi¦, co mu kazano. A nie posіuchasz, to, by¦ moїe, swojej chorej
cгreczki nigdy wiЄcej w їyciu nie zobaczysz. Rozumiesz? Ale juї ja siЄ
zatroszczЄ, їeby¶ j± zobaczyі.
- Ty, Red, tylko nie zapomnij powiedzie¦ - chrypi Tender, a juї jest
caіy czerwony, widzЄ, jak siЄ poci i wargi mu kіapi±. - Ja nie tylko na
rЄkach, na zЄbach pгjdЄ, gdzie kaїesz, nie jestem nowicjuszem, wiesz o tym.
- Dla mnie obaj jeste¶cie nowicjusze - mгwiЄ - a powiedzie¦ nie
zapomnЄ, spokojna gіowa. Aha, umiesz prowadzi¦ "kalosz"?
- Umie - odpowiada Kiryі - dobrze prowadzi.
- Jak dobrze, to dobrze - mгwiЄ. - W takim razie - z Bogiem! Opu¶ci¦
przyіbice! Maіa naprzгd, ¶ci¶le wedіug znakгw, wysoko¶¦ trzy metry. Przy
dwudziestym siгdmym sіupku - przystanek.
"Kalosz" wystartowaі i Kiryі na wysoko¶ci trzech metrгw daі "maіa
naprzгd", a ja nieznacznie odwrгciіem gіowЄ i leciutko dmuchn±іem przez lewe
ramiЄ. WidzЄ - gwardzi¶ci - ratownicy wsiedli do swojego helikoptera,
straїacy z szacunkiem stanЄli na baczno¶¦, lejtnant w drzwiach wartowni
salutuje nam, idiota nieszczЄsny - a nad nimi wszystkimi wisi wielki plakat,
juї dobrze wypіowiaіy: "Serdecznie witamy, szanowni Przybysze"! Tender juї
zebraі siЄ w sobie, їeby im wszystkim pomacha¦ rЄk± na poїegnanie, ale ja mu
tak przysun±іem piЄ¶ci± w bok, їe od razu zapomniaі o swoich
arystokratycznych manierach. Ja Ci pokaїЄ, durniu, poїegnaб mu siЄ
zachciaіo!
PopіynЄli¶my.
Po lewej mieli¶my instytut, po prawej Kwartaі Zadїumionych i
posuwali¶my siЄ od znaku do znaku, samym ¶rodkiem ulicy. Och, dawno Juї nikt
po tej ulicy nie jeјdziі ani nie chodziі! Asfalt popЄkaі, pЄkniЄcia zarosty
traw±, ale to jeszcze byіa nasza, zwykіa trawa, ludzka i normalna. A tam, na
chodniku, po lewej rЄce, rosіy juї czarne ciernie, i po tych cierniach byіo
wida¦, jak precyzyjnie Strefa sama siebie wyznacza - czarne zaro¶la przy
samej jezdni, jakby kto noїem uci±і nie, jednak ci przybysze to byli
przyzwoici faceci, narozrabiali paskudnie, to prawda, ale sami wyznaczyli
sobie granicЄ. Przecieї nawet "ognisty puch" na nasz± stronЄ ze Strefy nie
leci, chociaї, zdawaіoby siЄ, wiatr go nosi we wszystkie strony...
Domy w Kwartale Zadїumionych s± oblazіe, martwe, ale szyby w oknach
prawie wszЄdzie ocalaіy, tylko zarosіy brudem i dlatego wygl±daj± jak
o¶lepіe. Ale noc±, kiedy czoіgasz siЄ tamtЄdy, wida¦ dobrze ¶wiateіka w
mieszkaniach, jakby kto¶ paliі suchy spirytus. Takie niebieskawe jЄzyki
pіomyczkгw. To "czarci pudding" zieje z piwnic. Ale jeїeli patrze¦ ot tak -
bloki jak bloki, wymagaj±, rzecz jasna, remontu, ale nic nadzwyczajnego,
tylko ludzi nie wida¦. W tym domu z czerwonej cegіy mieszkaі, nawiasem
mгwi±c, nasz nauczyciel rachunkгw o dјwiЄcznym przezwisku Przecinek. Byі
koszmarnym nudziarzem i w їyciu mu siЄ nie powiodіo, druga їona odeszіa od