"Arkadij i Borys Strugaccy. Pora Deszczyw (польск.) " - читать интересную книгу автораTe deszcze mnie wykoбcza... - Jak siЄ pracuje? - zapytaі Wiktora.
- Kiepsko. Nie mogЄ pracowa¦, kiedy jest pochmurno - wciNoї mam ochotЄ czegoњ siЄ napi¦. - Co za skandal wywoіaі pan u policmajstra? - zapytaі Pawor. - A tam, gіupstwo - odpowiedziaі Wiktor. - Szukaіem sprawiedliwoњci. - Ale co siЄ staіo? - Ten bydlak burmistrz zastawia potrzaski na mokrzakгw. Jeden siЄ zіapaі, zmiaїdїyіo mu nogЄ. Zabraіem ten potrzask, poszedіem na policjЄ i zaїNodaіem dochodzenia. - Tak - powiedziaі Pawor. - I co dalej? - W tym mieњcie sNo dziwne prawa. Poniewaї nie byіo wniosku poszkodowanego, uwaїa siЄ, їe nie byіo takїe przestЄpstwa, tylko nieszczЄњliwy wypadek, ktгremu nikt nie jest winien z wyjNotkiem poszkodowanego. Powiedziaіem policmajstrowi, їe przyjmЄ to do wiadomoњci i wtedy on oznajmiі mi, їe jest to groџba i na tym siЄ rozstaliњmy. t - A gdzie to siЄ staіo? - zapytaі Pawor. - Niedaleko sanatorium. - Niedaleko sanatorium? Czego szukaі mokrzak koіo sanatorium? - To nikogo nie powinno obchodzi¦ - ostro powiedziaіa Diana. - Oczywiњcie - odparі Pawor. - Ja siЄ tylko zdziwiіem - skrzywiі siЄ, zmruїyі oczy i dџwiЄcznie kichnNoі. - O do diabіa - rzekі. - Przepraszam. Wsadziі rЄkЄ do kieszeni i wyciNognNoі ogromnNo chustkЄ do nosa. Coњ z haіasem upadk) na podіogЄ. Wiktor nachyliі siЄ. To byі kastet. Wiktor podniгsі go i podaі Faworowi. - I po co pan to nosi przy sobie? - zapytaі. zaczerwienionymi oczami. - To wszystko przez pana - powiedziaі zduszonym gіosem i wydmuchaі nos. - To pan mnie przestraszyі swojNo opowieњciNo... A tak przy okazji, ludzie powiadajNo, їe grasuje tu jakaњ miejscowa banda. Ni to bandyci, ni to chuligani. A ja, wie pan, nie lubiЄ, kiedy mnie bijNo. - A czЄsto pana bijNo? - zapytaіa Diana. Wiktor spojrzaі na niNo. Siedziaіa w fotelu zaіoїywszy nogЄ na nogЄ i paliіa papierosa nie patrzNoc na nikogo. Biedny Pawor, pomyњlaі Wiktor. Zaraz coњ usіyszy... WyciNognNoі rЄkЄ i obciNognNoі spгdnicЄ na jej kolanach. - Mnie? - zapytaі Pawor. - Czyїbym wyglNodaі na czіowieka, ktгrego czЄsto bijNo? To trzeba poprawi¦. Kelner, jeszcze raz podwгjny koniak! Tak, a wiЄc nastЄpnego dnia poszedіem do warsztatu њlusarskiego i raz dwa zrobili mi tЄ zabawkЄ... - z zadowoleniem obejrzaі kastet. - Niezіa rzecz, nawet Golemowi siЄ spodobaіa... - Nadal nie wpuszczajNo pana do leprozorium? - zapytaі Wiktor. - Nie. Nie wpuszczajNo i jak naleїy sNodzi¦, nie wpuszczNo. W kaїdym razie juї w to nie wierzЄ. Napisaіem skargi do trzech departamentгw, a teraz siedzЄ i piszЄ sprawozdanie. Na jakNo sumЄ leprozorium otrzymaіo w minionym roku kalesony. Oddzielnie dla kobiet, oddzielnie dla mЄїczyzn. Diabelnie pasjonujNoce. - Niech pan napisze, їe im brakuje lekarstw - poradziі Wiktor. Pawor ze zdziwieniem uniгsі brwi, a Diana powiedziaіa leniwie. - Lepiej niech pan zostawi tЄ swojNo pisaninЄ i zamiast tego napije siЄ |
|
|