"Arkadij i Borys Strugaccy. Piknik na Skraju Drogi " - читать интересную книгу автораdlaczego matka go zrodziіa. On splun±і, zwrгciі mi przepustkЄ i juї bez tych
wszystkich czuіo¶ci mгwi: - Obywatel Red Shoehart ma niezwіocznie stawi¦ siЄ u kapitana Herzoga. Peіnomocnika do Spraw Bezpieczeбstwa. - O wіa¶nie - mгwiЄ - to co innego. Ucz siЄ, sierїancie, a zostaniesz lejtnantem. A sam my¶lЄ: co to znowu? Czego teї moїe chcie¦ ode mnie kapitan Herzog w godzinach pracy? Dobra, idЄ siЄ stawi¦. Kapitan ma gabinet na trzecim piЄtrze, luksusowy gabinet, i kraty w oknach jak na policji. Sam Willy siedzi za swoim biurkiem, pyka fajkЄ i uprawia biurokracjЄ za pomoc± maszyny do pisania, a w k±cie grzebie w stalowym sejfie jaki¶ sierїancina, nowy chyba, nie znam go. W naszym instytucie tych sierїantгw jest wiЄcej niї w przeciЄtnej dywizji i wszyscy tacy dorodni, krew z mlekiem - do Strefy nie musz± chodzi¦, a na wszelkie zmartwienia naszego ¶wiata pluj± z trzeciego piЄtra. - Dzieб dobry - mгwiЄ. - Pan mnie wzywaі? Willy patrzy na mnie jak na ropuchЄ, odsuwa maszynЄ, kіadzie przed sob± grub± tekturow± teczkЄ i zaczyna przegl±da¦ papiery. - Red Shoehart? - pyta. - We wіasnej osobie - odpowiadam, a ¶mia¦ mi siЄ chce, їe ledwie mogЄ wytrzyma¦. Taki nerwowy chichot mn± trzЄsie. - Od jak dawna pracujecie w instytucie? - Dwa lata, trzeci rok wіa¶ciwie. - Stan cywilny? sierїanta i rozkazuje mu surowym gіosem: - Sierїancie Lummer, proszЄ i¶¦ do archiwum i przynie¶¦ akta sprawy numer sto piЄ¦dziesi±t. Sierїant zasalutowaі i znikn±і, a Willy zamkn±і teczkЄ i tak posЄpnie pyta: - Znowu to samo? - Co znowu? - Sam dobrze wiesz. MowЄ materiaіy przyszіy w twojej sprawie. Tak, my¶lЄ. - A sk±d te materiaіy? Willy zasЄpiі siЄ i ze zіo¶ci± zacz±і tіuc swoj± fajk± o popielniczkЄ. - To nie twoja rzecz - mгwi. - Ostrzegam ciЄ, bo znamy siЄ nie od dzisiaj - rzu¦ to wszystko i to raz na zawsze. Jak ciЄ drugi raz zіapi±, sze¶cioma miesi±cami siЄ nie wymigasz. A z Instytutu wylecisz natychmiast i to na wieki wiekгw, rozumiesz? - Rozumiem - mгwiЄ - to akurat rozumiem dobrze, nie rozumiem tylko, co za ¶cierwo na mnie doniosіo... Ale kapitan znowu patrzy na mnie oіowianym spojrzeniem, pogwizduje pust± fajk± i grzebie w swoich papierach. To znaczy, їe wrгciі sierїant Lummer z aktami sprawy numer sto piЄ¦dziesi±t. - DziЄkujЄ, Shoehart - mгwi kapitan Willy Herzog o przezwisku Tucznik. - To wszystko, co chciaіem usіysze¦. No a ja poszedіem do szatni, przebraіem siЄ w kombinezon, zapaliіem, przez caіy czas my¶lЄ - sk±d ten sw±d? Jeїeli z instytutu, to przecieї lipa, |
|
|