"Taniec potworów" - читать интересную книгу автора (Rasch Carlos)

NA ZEWNĄTRZ ŚWIATA

Chrzest

Norbert i Ingo siedzieli w centrali kontroli i z zaciekawieniem zerkali w ekran, pokazujący wnętrze pomieszczenia katapult przesłaniane co chwila twarzą lub ręką Nory, przygotowującej się do pierwszego etapu ich roboczego planu — lotu ćwiczebnego małą, zwiadowczą rakietką.

Ich macierzysty statek znajdował się jeszcze na wokółziemskiej orbicie, ale już jutro miał ożyć, poruszyć się — początkowo powoli i ociężale — by podążyć do strefy asteroidów i na Jowisz.

— Nora przyszła do nas prosto ze statku szkolnego, prawda? — zapytał Ingo. — Bezpośrednio po skończeniu szkoły, tak?

— Tak, to będzie jej pierwszy daleki lot — odpowiedział Norbert.

— Pytanie tylko, czy aby na pewno będziemy mogli polegać na niej w każdej sytuacji?

— Komendant szkoły wybrał właśnie ją, a psycholodzy bez oporów dali jej swoje błogosławieństwo. To czego się czepiać?

— Co sobie szanowni psycholodzy myślą, to jedno — odparł Ingo — ale czy w praktyce okaże się, że dorosła do każdej sytuacji, to zupełnie inna historia. „Papierek wypluty z uczącego komputera — to zdanie Ingo pomyślał na swój użytek — to tylko teoretyczna ocena. Zgadywanka. Ale ludzie nie powinni przecież funkcjonować opierając się na metodzie prób i błędów, więc chyba jeszcze dosyć długo potrwa, zanim to dziewczątko pozyska sobie nasze zaufanie”…

Norbert westchnął i odezwał się, jakby tę ostatnią myśl kolegi usłyszał:

— Chyba rozumiem. Chciałbyś, zgodnie z tradycją, wyprawić jej porządny chrzest, jak wszystkim innym nowicjuszom…

— Prawidłowo. A najlepiej byłoby już teraz. Podczas tego ćwiczebnego lotu.

— A jeżeli coś jej się złego przytrafi?

— Bez przesady. Co niby złego może się stać? Popatrz tylko w iluminator. No? Jak nie miniaturowy sputnik, to kosmolot, albo przynajmniej kosmiczny ślizgacz — śmiga toto i uwija się po wszystkich orbitach tuzinami. Zawsze ktoś pomógłby jej o wiele prędzej, niż zdążyłaby się porządnie przestraszyć.

— Ocenę, czy w nieprzewidzianej sytuacji straciłaby głowę, czy nie, powinniśmy przede wszystkim pozostawić psychologom — mruknął Norbert.

— Do licha! Chrzest kosmiczny to przecież tylko dobry i niewinny żart! Czy ty musisz brać wszystko aż tak poważnie?

— Noo, dobrze. Zgadzam się… — i Norbert wywołał na ekranie twarz Ombo, który miał towarzyszyć dziewczynie podczas jej pierwszego lotu, w drugiej małej rakiecie. Ingo zniknął tymczasem, żeby przygotować Norze małą niespodziankę…

Kilka chwil później z ekranu kontrolnego Nora zameldowała, że jest gotowa do startu:

— Rampa wystrzałowa sprawdzona, skafander zapięty, sprawny. Ciśnienie w normie.

Norbert uśmiechnął się do niej przyjaźnie, rzucając w mikrofon:

— Pełna gotowość startowa. Załoga na miejsca!

Nora i Ombo skoczyli ku swoim rakietom. Przewinęli się zwinnie przez ciasne luki, zapadli w głębokie fotele, zapięli pasy i rozpoczęli ostatnią przedstartową kontrolę. Wstępne strojenie sprzętu oraz połączenie z kabiną kontroli i Nora i Ombo uzyskali w tym samym mniej więcej czasie. — No, no, jak na początek wcale nieźle — mruknął Norbert z uznaniem, a głośno do mikrofonu powiedział:

— Uwaga! Bezpośrednio po zakończeniu procedur nic nie robić. Po pięciu sekundach, kiedy odstęp bezpieczeństwa od statku macierzystego będzie już wystarczająco duży, możecie rozpoczynać korektę kursu. Zrozumiano?

— Zrozumiano — odpowiedziała Nora i skinęła głową na tyle, na ile było to w hełmie skafandra możliwe. W jej głosie Norbert wyczuł niemal niezauważalny ślad gniewu — Nora oczywiście uważała te ostatnie wskazówki za najzupełniej zbyteczne.

Automat liczył: „Trzy. Dwa. Jeden. Zero…!”

W tym samym momencie, w którym łapy katapult wypchnęły w próżnię dwie miniaturowe rakietki, w sterowni znowu pojawił się Ingo. „Start nowicjuszki Nory rozpoczęty zgodnie z programem” zarejestrował w przystawce pamięciowej pokładowego komputera, potem usiadł przy konsoli obok Norberta.

— Parabola dryfu w normie — mruknął tamten.

— No, zaraz dowiemy się, czy dziewczyna jest przytomna, czy nie… — bardzo cicho powiedział Ingo. Przez chwilę i w jego głosie słychać było nutę troski o to, jak Nora poradzi sobie w zastawionej na nią pułapce.

Na zewnątrz obie rakiety zaczęły ustawiać się w zaprogramowanym porządku. Wykonały pierwszy zwrot, drugi i… nagle kosmolot Nory nieoczekiwanie zaczął kręcić się w kółko.

— Aha! Zabawa trwa! — Ingo pochylił się ku ekranom, przysłuchując się uważnie dolatującym z głośnika słowom.

— Pomóż, Ombo — Nora mówiła jak przestraszone dziecko. — Coś dziwnego dzieje się z kosmosem. Wiruje jak szalony. Zaraz, zaraz, albo dysza sterownicza z lewej strony przecieka, albo jest wyłączona. Ale dlaczego? Ombo? Ombo!

— Taak?

— Ombo. Jesteś bardziej doświadczony. Ombo! Odezwij się. Ombo! Jak mam zatrzymać ten zwariowany kosmos?

— Powinnaś wysiąść, a potem tak długo walić maszynowym kluczem w zepsutą część, aż sama wróci do normy.

— To bardzo praktyczne — zaśmiała się Nora. — Tyle tylko, że nadal nie wiem, co się zepsuło…

— Człowieku! Dziewczyno! — Ingo włączył się do rozmowy z udawanym zaskoczeniem i gniewem. — Ćwiczenie, które w tej chwili wykonujesz, wcale nie było w programie lotu przewidziane! Co się, u licha, dzieje? Jeżeli nie przestaniesz tak tańczyć…

— Bardzo mi przykro — odpowiedziała Nora. — Spójrz w dal, jeżeli od patrzenia na mój „taniec” zakręciło ci się w głowie.

W międzyczasie udało się jej jednym krótkim wybuchem z pomocniczej dyszy skontrować obroty statku i w ten sposób zrównoważyć nieprzewidzianą rotację. A kiedy już położenie rakiety stało się ponownie stabilne, Nora zameldowała:

— RZ1 do Kontroli! Defekt dyszy sterowniczej numer pięć. Proszę o pozwolenie wyjścia w przestrzeń celem naprawy uszkodzenia.

— Kontrola do RZ1! Uwaga! Zezwalamy na dokonanie reperacji. Wskazania szczególne: Nie używać liny bezpieczeństwa, bo w tej sytuacji w razie kolejnego kontrobrotu może dojść do zaplątania się między dysze — w głosie Norberta słychać było wyraźny niepokój.

— Tak jest — powiedziała Nora. — Zrozumiałam.

Zgodnie z instrukcją jeszcze raz skontrolowała swój skafander. A po chwili Norbert i Ingo zobaczyli jej sylwetkę na progu śluzy, jak bez wahania daje krok w czarną przepaść.

— Kiedy piętnaście lat temu musiałem po raz pierwszy w życiu przy podobnej okazji wyjść z rakiety — powiedział Norbert — piekielnie się bałem. Mało brakowało, a wołałbym swoją mamę na pomoc.

— A ja na statku szkolnym tyle razy ćwiczyłam takie wyjście — powiedziała Nora — że odzwyczaiłam się od strachu.

Czarne niebo ożyło nagle — to ze stożka cienia Ziemi wyskoczyła płynąca ku nim jasna gwiazda, otoczona rojem świecących punkcików. Wkrótce zbliżyła się tak, że można było rozpoznać nową, budowaną właśnie stację kosmiczną, wokół której uwijali się monterzy w próżniowych ślizgaczach. Nie opodal wisiało nieruchomo siedem czy osiem rakiet ciężarowych w pasie orbity parkingowej. Nora przez chwilę patrzyła na nie, na sunącą nad nią Ziemię, potem zabrała się do roboty.

Uszkodzenie było stosunkowo proste — zaledwie kilka odkręconych muter. Nora poradziła sobie szybko i wtedy…

Przekładała właśnie klucz uniwersalny z jednej ręki do drugiej, kiedy rozpoczął się przewidywany kontrobrót rakiety. Trzymała się za słabo, więc momentalnie została odepchnięta w bok — popłynęła przez przestrzeń podobna do szarpanego na wszystkie strony manekina. Z jej gwałtownych ruchów można było poznać, że straciła nad sobą kontrolę.

Ingo również nie wiedział, co w tej chwili powinien zrobić. Przede wszystkim myślał ze strachem o tym, co na temat tego nieszczęsnego chrztu powie komendant, który za dopuszczenie do podobnej sytuacji z pewnością stanie do karnego raportu. I tylko Norbert pozostał spokojny — w każdym razie nie dał po sobie poznać, o czym myśli w tej chwili — wołając w mikrofon:

— Halo Ombo na RZ2! Uwaga! Wchodź na orbitę manewrową. Stosuj wszystkie możliwe środki zaradcze!

Potem szybko przełączył radiostację i wołał znowu:

— Halo Stacja KXQ! Tu kosmolot NIMBUS na orbicie spoczynkowej cztery! Uwaga: Człowiek w przestrzeni! Stan pierwszego zagrożenia kosmicznego! Skierujcie kogo tylko można do dolnej strefy pasa Van Allena. Akcja ratownicza została rozpoczęta osiem sekund temu przy pomocy własnych środków.

— Halo NIMBUS! Tu KXQ! Włączamy się do akcji.

Norbert ponownie przestroił radiostację na falę odbioru indywidualnego i zaczął spokojnie, bardzo spokojnie mówić:

— Nora. Tu NIMBUS. Jak mnie słyszysz? Uważaj na to, co powiem…

Wydawało się, że Nora musiała wpaść w naprawdę wielką panikę, bo nadal wykonywała jakieś nieskoordynowane ruchy, nie reagując na żadne wezwania.

— Nora! Halo, Nora! Słyszysz mnie? Nora!!! Opanuj się, zastanów! Przypomnij sobie instrukcję: podstawą wszelkiej akcji ratowniczej jest maksymalny spokój i współdziałanie. Zrozum, że nie stało się nic groźnego…

— Nora. W tej chwili, jak już kilkaset razy podczas nauki, wędrujesz po orbicie Ziemi. Ani na moment nie tracimy cię z oczu. Widzisz RZ2? Ombo nie odstępuje cię ani na krok. Słuchaj, poranna gimnastyka w kosmosie to bardzo ciekawe, ale proponuję ci skończyć. Przyciągnij ręce i nogi do siebie. Spokojnie. Zwiń się w kłębek. Potem wyciągnij się tak samo powoli, ostrożnie i spróbuj utrzymać równowagę. Balansuj ciałem. Teraz powtórz. I jeszcze raz. Widzisz, jak łatwo? A teraz połóż się spokojnie na orbicie…

Jego łagodny ton sprawił, że Nora opanowała się nareszcie, patrząc na zbliżającą się ku niej rakietę Ombo.

Norbert wyłączył radiotelefon i sapnął:

— Uff! Ale się zdenerwowałem. A wszystko przez ten twój zakichany chrzest!

— Dlaczego? Ostatecznie nic się nie stało. Dyszę naprawiła, a o tej gimnastyce sama będzie wolała jak najszybciej zapomnieć.

— Gorzej będzie, jak komendant to zapamięta — mruknął Norbert.

Ingo zamilkł speszony i poczerwieniał.

Tymczasem Ombo wziął Norę na pokład RZ2 i skierował się ku drugiej rakietce, by wziąć ją na hol magnetyczny. Norbert włączył radiostację i słuchał, jak Ombo mówi do dziewczyny:

— A o swoim kluczu uniwersalnym musisz oczywiście napisać w raporcie. Dadzą mu wtedy numer rejestracyjny i nową nazwę.

— Jaką? — zainteresowała się Nora.

— Miniśmierć — poważnie odpowiedział Ombo.

— Ech, zaśmiałabym się, gdyby wypadało nie wierzyć starszym, doświadczonym kolegom — Nora przekrzywiła głowę zabawnie i łobuzersko przymrużyła oko.

Norbert i Ingo odetchnęli z ulgą. A potem zgodnie zawołali w mikrofon radiostacji:

— NIMBUS do KXQ! NIMBUS do KXQ! Stan pierwszego zagrożenia kosmicznego odwołany!